I'm not saying it was your fault
Although you could have done more
Oh you're so naive yet so
The Kooks - Naive
Florian leżał na łóżku z rękami założonymi za
głowę. Wpatrywał się od niechcenia w śpiącą obok Ginny. Choć obiektywnie wciąż
tak samo atrakcyjna, chłopakowi wydawała się coraz bardziej odrzucająca. To
nic, pomyślał Florian, wytrzymam dopóki nie zrealizuję planu. Jeszcze tylko
kilka dni... góra tydzień.
Ginny otworzyła oczy i spojrzała na niego
ciepło. Chłopak całą siłą woli zmusił się, by jego uśmiech wyglądał tak
kochająco i szczerze, jak tylko to możliwe. Najwyraźniej udało mu się, gdyż rudowłosa
rozjaśniła się jeszcze bardziej. Przytuliła się do Floriana i lekko pocałowała
go w policzek.
– Dzień dobry – mruknął chłopak cicho.
– Cześć. Która godzina?
– Po dziewiątej. Cóż, nie ukrywam, że trochę
późno...
Ginny
nie pojęła dość wyraźnej aluzji, że powinna już iść do swojej wieży. Zaczęła
leniwie bawić się rozrzuconymi po poduszce włosami chłopaka. Florian przymknął
oczy i powoli policzył do dziesięciu. Bezwiednie przesunął dłonią po plecach
Ginny, bardziej z przyzwyczajenia niż faktycznej potrzeby. Delikatnie. Nie
chciał, by jego poranek rozpoczął się seksem, zdecydowanie wolał zostać sam.
Chociaż, to nie byłoby takie...
– Kocham cię. – Dość brutalne dla jego uszu
wyznanie przerwało rozmyślania chłopaka. Drgnął lekko, następnie spojrzał chłodno
na Ginny, wpatrującą się w niego z tak bezgranicznym uwielbieniem, że niemal
zrobiło mu się przykro.
– Nie wiesz, co mówisz – odparł ostro, podnosząc się. – Nie traktuj
mnie jako zastępstwa Pottera.
Ginny
zamarła. Wyglądała w tym momencie jak pies, któremu ktoś nadepnął na ogon.
Florian nie był pewien co ją oburzyło – podejrzenie, czy może fakt, że było
prawdziwe. W każdym razie, pierwszy raz uderzył w ten punkt. Nie miał pojęcia,
że jest on aż tak słaby.
– Nie traktuję! On nic dla mnie nie znaczy, do
cholery! – Ginny poderwała się z łóżka, pospiesznie i ze wściekłością
narzucając na siebie ubrania.
Florian uśmiechnął się w duchu. Zadziałało.
– Porozmawiamy później, Gin?
Dziewczyna, w połowie ubrana, spojrzała na
niego ponuro. Doskonale wiedział jednak, że nie potrafi mu odmówić.
– U Slughorna. – W ciszy ubrała się do końca,
a następnie wyszła z dormitorium, głośno trzaskając drzwiami.
Chłopak odetchnął z ulgą i wygodniej
rozciągnął się na łóżku. Była sobota, było wolne, było wyjście do Hogsmeade, a
wieczorem było spotkanie Klubu Ślimaka. A podczas tego spotkania wydarzyć się
miało coś wyjątkowego. Sama myśl o tym napawała go niemal ekstatycznym
szczęściem.
***
Lucy
uśmiechała się blado, z wyraźnym wysiłkiem, wpatrując się w zmizerowaną twarz
Jacka. Miała potworne wrażenie, że jej brat z każdą jej wizytą wygląda coraz
gorzej, chudziej i szarzej. Jakby, zamiast zdrowieć, zapadał się w sobie – po
prostu znikał. Dziewczyna ułożyła na stoliku stos czarodziejskich komiksów i
trochę owoców – robiła to za każdym razem, przestraszona, że chłopiec obudzi
się podczas jej nieobecności i nie będzie wiedział, co ze sobą zrobić.
Lucy wzięła jeden z komiksów do ręki.
Przygody Czarognicy – głosił uroczy tytuł, a równie urocza okładka
przedstawiała szeroko uśmiechniętą czarownicę z na wpół zgniłą twarzą. Lucy
westchnęła, ujęła delikatnie chłopca za rękę i zaczęła czytać. Starała się nie
zwracać uwagi na to, jak zimna jest jego skóra. Mniej więcej w połowie lektury
przerwał jej odgłos chrząknięcia. Lucy uniosła głowę i ujrzała w drzwiach
magomedyka, młodego, lecz o znacznie przerzedzonych już włosach. 'Jak długo
tutaj stał?'.
– Przepraszam, nie zauważyłam pana. Mam
wyjść? – Lucy zaczęła się podnosić, lecz mężczyzna powstrzymał ją szybkim
ruchem ręki.
– Nie trzeba. To tylko rutynowa kontrola.
Podszedł do łóżka Jacka i zerknął na
przywieszoną do niego tabliczkę, następnie kilka razy machnął różdżką nad
ciałem chłopca. Pomiędzy jego brwiami pojawiła się zmarszczka zaniepokojenia,
szybko jednak zreflektował się i spojrzał na Lucy.
– Bez zmian.
– Żadnych? Ani trochę mu się nie polepszyło?
– Wargi dziewczyny zaczęły lekko drżeć. Zacisnęła jednak pięści, obiecując
sobie, że się nie rozpłacze.
– Przykro mi. Pozostaje czekać.
Lucy
wyglądała, jakby miała za moment wybuchnąć gniewem. Wbiła jednak jedynie
spojrzenie w medyka i wycedziła:
– Czekać ile? Ile? To trwa już tyle czasu...
medycyna przestała posuwać się do przodu? Płacą wam od pacjenta, że go nie
leczycie? Macie ważniejszych na głowie? – Dziewczyna, widząc strapioną minę
medyka, zorientowała się, że powiedziała zdecydowanie za dużo i zdecydowanie
nieszczerze. – Przepraszam. Sam pan rozumie...
– Oczywiście, że rozumiem. Proszę uwierzyć,
robimy co w naszej mocy, nie możemy jednak podsycać dodatkowej nadziei. Szanse
wyleczenia chłopca są zbyt niepewne. – Spojrzał na zegarek. – Cóż, pójdę już.
Pozostało jeszcze pół godziny widzeń, panno Weather. Do widzenia.
Lucy nie odpowiedziała mu. Uniosła delikatnie
dłoń chłopca, przyłożyła sobie do twarzy i zaczęła cicho płakać.
***
– Malfoy. Malfoy. Draco. Draconie. Draconie
Lucjuszu Malfoyu...
Wszystko na nic. Każda próba zwrócenia uwagi
blondyna spełzała na niczym. Harry, porządnie już zirytowany, mierzył wzrokiem
postać naprzeciwko siebie. Siedzieli na dwóch łóżkach, do cholery! I nie mogli
się porozumieć! Inaczej – jeden z nich nie chciał się porozumieć.
– Niech ci będzie. Przepraszam, że kazałem ci
wtedy spieprzać. Ty przeprosiłeś za pijaństwo, ja powinienem za to. Pasuje ci?
– Harry całe zdanie wypowiedział niemiłosiernie skrzywiony. Nienawidził
przepraszać, zwłaszcza za coś, za co nie czuł się szczególnie winny. Teraz
jednak sprawa była wyjątkowej wagi, musiał odzyskać Draco dla dobra tego
głupiego, pieprzonego, aroganckiego...
– Pasuje. – Draco nareszcie podniósł wzrok na
przyjaciela. – Szczerze mówiąc, Potter, tylko o to mi chodziło. O zmuszenie
cholernego Wybrańca do przeprosin. Który to już raz w życiu? Drugi? A nie,
trzeci. Zapomniałem o tym, kiedy zrzuciłeś mi z miotły a następnie wylądowałeś
i przypieprzyłeś mi jeszcze swoją.
Harry,
z początku oburzony, teraz uśmiechnął się, w swoim mniemaniu, niewinnie.
– Zasłużyłeś.
– Jak cholera – burknął Draco.
– Mniejsza z tym. – Harry spoważniał nagle. –
Jest coś, o czym muszę ci powiedzieć. O czym próbowałem ci powiedzieć przez
ostatnie kilka dni. Związanego z Voldemortem, tobą... i twoimi rodzicami.
– Moimi rodzicami? A co oni mają z tobą
wspólnego? – Najeżył się Draco, odruchowo zaciskając pięści. Harry doskonale
zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo chłopak ich nienawidzi, udał więc, że
nie zwraca na to uwagi.
– Wtedy, kiedy miałem ten koszmar... miałem
wizję. Widziałem twoich rodziców i ciebie. Oni ci nie ufają, Draco, nie wierzą
w tę całą bajkę ze szpiegiem. I prędzej czy później wymuszą na tobie prawdę.
Jeśli nie po dobroci... to siłą.
Draco zadrżał mimowolnie. Doskonale zdawał
sobie sprawę, jaką siłę Harry ma na myśli. Jego ojciec uważał używanie
Cruciatusa za świetną metodę wychowawczą. Co prawda uciekał się do niej w ostateczności,
nie mniej jednak Draco w głębi duszy przeraźliwie bał się tego zaklęcia.
– Co jeszcze było w tej wizji?
– Po wizji był sen. W sensie, nie sen, wiesz,
to połączenie z Voldemortem. Planuje mnie zabić. Znowu. – Harry pokręcił głową
i potarł zmęczone oczy.
Pięści
Dracona zacisnęły się tak, że aż pobielały mu knykcie. Wstał z łóżka i powoli,
z pozornym spokojem zaczął przechadzać się po dormitorium. Harry przyglądał mu
się, wiedząc aż za dobrze, jakie myśli nawiedzają głowę chłopaka. Strach przed
Voldemortem, strach przed ojcem, prawdopodobnie jeszcze strach o niego.
– Niedługo będziemy musieli opowiedzieć się
po jednej stronie, Draco.
Chłopak spojrzał na niego bez wyrazu.
– Co to znaczy – po jednej stronie?
– Dobrze wiesz, co to znaczy. Masz wybór. Nie
musisz...walczyć za mnie. Nie mówię, że masz przyłączyć się do swojego ojca czy
faktycznie zostać szpiegiem. Po prostu, jeśli czujesz się zagrożony, albo coś w
tym stylu...
Draco
powoli podszedł do Harry'ego, patrząc na niego z taką furią, jakiej Harry
jeszcze nie widział w jego oczach. Dygotał ze wściekłości.
– Nie masz pojęcia, jak mocno się teraz
powstrzymuję, żeby ci nie przypieprzyć, Potter. Jesteś zbyt głupi? Zbyt
szlachetny? Oczekujesz, że zostaniesz tutaj i będziesz sam, jeden, dzielny,
walczył z tym cholernym wężem, a ja przeciwko tobie? Albo ucieknę, jak tchórz?
Niedoczekanie. Nigdzie się nie wybieram. – Draco wziął głęboki wdech, usiłując
się uspokoić. Harry przyglądał mu się z mieszanką przerażenia i fascynacji.
Rzadko zdarzało się widzieć opanowanego dziedzica Malfoyów w stanie takiej
wściekłości. Harry uśmiechnął się ostrożnie.
– Dziękuję.
***
– To będą dwa galeony.
Pansy
uśmiechnęła się promiennie, odbierając od sprzedawczyni trzy, wypakowane
słodyczami torby, które po chwili wepchnęła w ręce Zabiniego. Ten skrzywił się
jedynie, wiedząc, że nie tej dziewczynie nie warto się sprzeciwiać. Miała ostry
język i ciężkiego buta.
– To gdzie teraz? – spytał leniwie Malfoy,
rozglądając się po Miodowym Królestwie. Pogoda za oknem nie zachęcała do
spacerów – lodowaty wiatr wiał w akompaniamencie zacinającego deszczu.
– Trzy Miotły?
W
pubie było wyjątkowo głośno, jakby zebrał się tam niemal cały Hogwart. Ślizgoni
z trudem znaleźli wolny stolik, przy którym dodatkowo musieli się niesamowicie
ścisnąć. Draco, używszy swoich tajemniczych uwodzicielskich sztuczek, sprawił,
że w ich piwie kremowym znajdowała dość spora dawka alkoholu. Zadziwiający był
fakt, że tych samych sztuczek musiał użyć siedzący naprzeciwko Ron Weasley,
którego twarz stawała się coraz bardziej czerwona a głos coraz donośniejszy.
Siedząca obok Hermiona była wyraźnie zażenowana zachowaniem przyjaciela, gdyż
patrzyła na niego spod byka, popijając powoli swoje piwo.
– ŚLIZGONI TO GNOJE! GNOJE I FRAJERZY BEZ
SERCA, SŁUDZY SAMA–WIESZ–KOGO, WSZYSCY, CO DO...CO DO JEDNEGO!
Wszyscy zebrani przy stoliku umilkli, gdy
dobiegł ich głos rudowłosego. Dobiegł on zresztą wszystkich w pubie, jednak
pozostali nie zwracali na to uwagi. Draco stanowczo odsunął od siebie piwo i
powoli wstał, patrząc na Rona z mordem w oczach.
– Draco, daj spokój... jest pijany, nie
widzisz? – powiedziała uspokajająco Pansy, kładąc dłoń na rękawie blondyna, ten
jednak strącił ją niecierpliwym ruchem. Harry, pomimo sytuacji roześmiał się
cicho:
– Rozegraj to inaczej. Bójka nie ma żadnego
sensu, chcesz mieć kolejny szlaban? Pomyśl.
Draco skinął głową i z szerokim uśmiechem
ruszył w kierunku stolika. Opadł swobodnie na krzesło na przeciwko Hermiony i
uśmiechnął się leniwie.
– Cześć, Granger.
Ron aż zakrztusił się resztą swojego piwa, co
wykorzystała Hermiona, wyrywając mu ze wściekłością szklankę z ręki i stawiając
poza zasięgiem rudowłosego.
– Wystarczy ci picia. Malfoy, czego chcesz?
– WŁAŚNIE! CZEGO CHCESZ, MALFOY? – ryknął
Ron, podrywając się z krzesła. Draco spojrzał jedynie na niego zażenowany,
obserwując z zadowoleniem jak Hermiona łapie przyjaciela za rękaw i ciągnie
ponowie na krzesło.
– Cóż, Granger... mam dziwne wrażenie, że
jesteś zmęczona towarzystwem tego... sama wiesz. – Draco obrzucił Rona spojrzeniem,
w którym malowało się najwyższe obrzydzenie. – Nie masz ochoty porozmawiać z
kimś trzeźwiejszym i ciekawszym?
– Ciekawszym? – prychnęła Hermiona. – Dobrze widzisz, w jakim Ron jest stanie,
przychodzisz tutaj i prowokujesz go pod pretekstem rozmowy. Znowu będzie bójka,
a ty polecisz do Snape'a, mówiąc że to nasza wina. Wyobraź sobie zatem, że nie,
nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
Draco
uniósł lekko brwi, następnie uśmiechnął się chłodno. Wstał i, patrząc Hermionie
w oczy, powiedział cicho:
– Jak sobie życzysz. To twój wybór,
chociaż... rozważyłbym go. – Następnie odwrócił się i odszedł w stronę
Ślizgonów, którzy przywitali go uśmiechami. Choć to o domie Gryffindora mówiło
się, że ma najbardziej lojalnych mieszkańców, Draconowi czasami wydawało się, że
to w Slytherinie można znaleźć prawdziwych przyjaciół.
***
Przy
okrągłym stole Slughorna panowała dość ciężka atmosfera, jak zawsze, kiedy
nauczyciel wymagał przechwalania się własną rodziną. Tym razem nie pytał nawet
wyrywkowo – tylko wszystkich po kolei, niczym nauczyciel na lekcji. Gdy
skończył mówić Zabini, nadeszła kolej na Draco.
– Młody pan Malfoy. – Uśmiechnął się
jowialnie nauczyciel. – Co słychać u pańskich rodziców? Czy pańska matka nadal
jest tak olśniewająco piękna?
Twarz Draco ściągnęła się nieco, odpowiedział
jednak spokojnym tonem:
– Wszystko u nich w porządku. Ojciec dużo
pracuje a mama zajmuje się domem i przyjaciółmi. I owszem, nic się nie
zmieniła.
– To cudownie, cudownie! – Mężczyzna aż
klasnął w dłonie. – A pan, panie Snow? Czy pański ojciec nadal pracuje w
Wizengamocie?
Wszystkie pary oczu zatrzymały się na
Florianie, który rozpromienił się wyraźnie na widok tego zainteresowania.
Skromnie skinął głową i odparł:
– Owszem, pracuje.
– Rozumiem, rozumiem... ach, jeszcze jedno!
Słyszałem sporo kontrowersji na temat pańskiego pochodzenia. Jeśli można
spytać, skąd pan dokładnie jest?
Florian uśmiechnął się szerzej.
– Mam polsko–amerykańskie korzenie. Moi
dziadkowie wyemigrowali w poszukiwaniu pracy.
– Byłem kiedyś w Polsce – wtrącił McLaggen z
ustami pełnymi lodów – ale tylko w Pradze. Całkiem ładny kraj.
Florian otworzył usta, by coś powiedzieć,
westchnął jednak tylko z rezygnacją. Slughorn zresztą szybko stracił nim
zainteresowanie, odwracając głowę w stronę Harry'ego, zarzucając go falą pytań
o walkę z Lordem Voldemortem. Potter odpowiadał cierpliwie na wszystkie
pytania, momentami tylko pozwalając sobie na ukazanie irytacji, gdyż profesor
nigdy nie był subtelny w wyciąganiu informacji. Snow westchnął cicho i położył
dłoń na kolanie Ginny, która drgnęła lekko i spojrzała na niego pytająco.
Gdy
"spowiedź" u Ślimaka wreszcie się skończyła, Harry rozejrzał się po
pozostałych uczniach. Wszyscy mieli podobne, znużone miny. Ginny Weasley była
mocno zaczerwieniona z wyraźnie nieprzytomnym wyrazem twarzy. Siedzący obok
niej Florian wpatrywał się w Harry'ego z tak dziką fascynacją w oczach, że
poczuł się przytłoczony.
***
– Nie zrobisz tego – powiedział pewnie Harry,
uśmiechając się drwiąco. – Nie zgodzi się.
– Założymy się? – Malfoy wpatrywał się w
Pottera z nie mniej wredną miną. – Dziesięć galeonów. To więcej, niż Weasley
widział przez całe swoje życie.
– Wchodzę.
Draco
uśmiechnął się szeroko i podszedł do stojącej nieopodal Hermiony, której
dopiero co udało się wyrwać od towarzystwa McLaggena. Dziewczyna skrzywiła się
na widok blondyna.
– Panno Granger… – Draco ukłonił się
szarmancko i wyciągnął dłoń. – Czy mógłbym prosić cię do tańca?
– Nie, nie mógłbyś. Czego ty ode mnie chcesz,
Malfoy? – warknęła rozdrażniona dziewczyna. – Zostaw mnie.
– Jeden taniec, Granger. To nie boli, a może
nawet ci się spodoba. Wszyscy mówią, że świetnie tańczę. – Draco uśmiechnął się
z dumą, a mina Hermiony nieco złagodniała.
– Tylko jeden. – Z wahaniem podała mu rękę.
Harry
z niedowierzaniem patrzył jak Draco prowadzi Hermionę na środek parkietu. Nie
on jeden z resztą – większość uczniów była zszokowana. Jedni szeptali pomiędzy
sobą, drudzy chichotali, a reszta po prostu stanęła jak wryta. Między innymi
Ginny, na którą Harry, nie wiedzieć czemu, akurat zwrócił uwagę.
Świetnie, pomyślał. Nie będę gorszy od niego.
Szybkim krokiem ruszył w stronę Ginny, jednak
ktoś zastąpił mu drogę. Harry ze złością spojrzał na Floriana, który okręcał na
palcu końcówkę niemal białego warkocza i lekko się uśmiechał.
– Potter. Możemy porozmawiać?
– Musimy? – warknął Harry. Irytował go niski
wzrost chłopaka oraz to, jak dziwnie się do niego odnosił.
– Możemy – odparł chłopak i spojrzał pytająco
w stronę wyjścia. Harry westchnął i razem z nim wyszedł.
Usadowili się wygodnie we wnęce dużego okna,
gdzie nikt ich nie widział. Florian wyciągnął z kieszeni szaty paczkę
papierosów i podsunął ją Potterowi.
– Dzieciom nie wolno palić. – Uśmiechnął się
ponuro Harry, biorąc papierosa i wsuwając sobie do ust.
– Dlatego palił będziesz tylko ty. – Florian,
nie czekając na jakąkolwiek reakcję, podsunął Harry'emu różdżkę do ust i
podpalił papierosa.
Harry z zaskoczeniem zaciągnął się.
– Dlaczego mam wrażenie, że widzę cię tutaj
pierwszy raz? – spytał Snowa. – Jesteś dość... charakterystyczny.
– Jestem zauważalny tylko dla tych, dla
których chcę, by mnie zauważyli – zaśmiał się Snow. Następnie zasępił się nieco i spytał cicho: –
Czy jesteś kimś takim, Harry Potterze?
Harry poczuł się nieco niekomfortowo.
Długowłosy wpatrywał się w niego z tą samą pasją co poprzednio, na kolacji.
Harry powoli wypuścił dym, a jego uwadze nie umknęło, że oczy obserwującego go
chłopca rozszerzyły się lekko. O co mu chodziło?
– Lubisz kamienie szlachetne? – spytał nagle
Florian. – Ja lubię. Uważam, że nie ma lepszego sposobu określania ludzi.
– To znaczy? – Harry rozgniótł niedopałek i
wyrzucił go przez okno. Florian natychmiast ponownie podsunął mu paczkę, Potter
jednak pokręcił przecząco głową.
– Weźmy taką małą Ginny Weasley – uśmiechnął
się Snow. – Ona jest jak rubin. Piękna, ognista, ale ostatecznie... całkowicie
zwyczajna. Każdy ją zna. Każdy, kogo na to stać, może ją mieć. Twój przyjaciel,
Draco. Szmaragd. Chłodny, dostojny, o ogromnej wartości. Znasz kogoś, kto sam z
siebie dotyka cennego szmaragu? I ostatecznie ty, Harry Potterze. Jesteś
obsydianem. Nieoszlifowanym kamieniem, który najpiękniej lśni w środku nocy. Po
który może sięgnąć tylko ktoś odważny, bo zwykły człowiek się nie ośmieli.
Dlaczego? Ze strachu. Ludzie boją się piękna, boją się, że coś rozpadnie się
pod ich palcami.
Harry
przyglądał się Florianowi. Podczas całej przemowy był jak rozgorączkowany,
widać było, że mówi o prawdziwej pasji. Potter zaczynał czuć coś na kształt
sympatii do tego dziwnego chłopaka, który teraz, w słabym świetle księżyca,
wyglądał niczym anioł z tą jasną aureolą włosów.
– A ty? Boisz się dotknąć obsydianu? Boisz
się, że to cię zabije? – spytał go Harry. Florian przymknął oczy, jakby
zastanawiał się nad odpowiedzią.
– Nie, nie boję się. Przeciwnie – ja takie
kamienie szlifuję do perfekcji.
***
Ron
przyglądał sie stojącemu na przeciwko Gryfonowi, który kartkował trzymany w
rękach podręcznik. Uśmiechnął się ciepło do rudowłosego.
– Wygląda w porządku, nie jest nawet zbytnio
popisany. Swoją drogą, co cię skłoniło do kontynuowania eliksirów?
– Lepsze to, niż Wróżbiarstwo – odparł Ron. –
Poza tym, może mi się to później przydać w przyszłości.
– Rozumiem. To będzie...dziesięć sykli.
Byłoby drożej, ale obniżę ci po znajomości.
Ron
skinął głową i zaczął grzebać po kieszeniach. Im dłużej to trwało, tym
czerwieńsza stawała się jego twarz. Starszy Gryfon czekał cierpliwie.
– Cholera... chyba nie mam aż tyle przy
sobie. Musiałem zostawić w dormitorium – zaczął się nieporadnie tłumaczyć. – To
może innym razem, czy coś.
– Nie, nie ma sprawy. Oddasz mi przy...
Słowa
chłopaka przerwał ironiczny śmiech. Ron odwrócił się, widząc to, czego
najbardziej w tej chwili nie chciał ujrzeć – Pottera i stojącego za nim
Malfoya.
– Mózg i godność też zostawiłeś w
dormitorium? Błagam cię, Weasley, nie istnieje miejsce, w którym masz więcej
pieniędzy – powiedział Harry z wyższością. – Nie martw się, pożyczę ci. Zostało
mi trochę z drobnych zakupów. – Wyciągnął z kieszeni garść galeonów i rzucił
nimi w Rona.
Zapadła cisza. Ron wyglądał na rozdartego
pomiędzy zabiciem Pottera a pozbieraniem rozrzuconych monet. Ze stuporu wyrwał
go dopiero zimny śmiech Draco. Wtedy Ron nie wytrzymał i rzucił się na
Harry'ego, nie przejmując się głośnym krzykiem drugiego Gryfona. Dopadłszy do
Pottera, wykazał się niespotykanym u niego refleksem i, zanim Draco zdążył
zareagować, z impetem uderzył Harry'ego pięścią w nos. Następnie wyciągnął
różdżkę i, swoim zwyczajem, przyłożył ją do gardła chłopaka. Spojrzał
ostrzegawczo na Dracona i wycharczał:
– Rusz się, a on zginie.
Blondyn zacisnął dłonie w pięści, nie zrobił
jednak nic więcej. Z furią obserwował jak twarz Harry'ego zalewa się krwią, a
różdżka Rona wbija się w jego skórę coraz głębiej. Chłopak bladł coraz
bardziej, jedną ręką usiłując sięgnąć po różdżkę. Drugi Gryfon odbiegł,
najprawdopodobniej w poszukiwaniu nauczyciela. Ron, dostrzegłszy ruch Pottera,
chwycił jego rękę, wykręcił ją i pchnął chłopaka na ziemię, nie opuszczając
różdżki z jego gardła. Rękę przycisnął kolanem i, chwyciwszy głowę chłopaka, uderzył
nią kilka razy o ziemię. Draco krzyknął i wyszarpnął różdżkę.
Ron
spojrzał na niego ze wściekłością.
– Nawet nie próbuj.
Rozległ się odgłos kroków. Na korytarzu
ukazało się kilku trzecioklasistów ze Slytherinu.
– Astoria, biegnij po Snape'a – krzyknął
jeden z przybyłych.
Ron, słysząc to, poderwał się gwałtownie,
potoczył wokół dzikim wzrokiem i odbiegł w przeciwnym kierunku. Draco
natychmiast dobiegł do Harry'ego i przyklęknął obok niego. Ostrożnie obrócił
przyjaciela na plecy.
– Alice, pomóż mi go przenieść do Skrzydła.
Tylko delikatnie, może mieć wstrząs mózgu.
***
– Cześć, Luna. – Florian uśmiechnął się
promiennie do dziewczyny. – Co czytasz?
Biblioteka o tej porze była wyjątkowo
opuszczona. Jedynie cichy dźwięk skrobania piórami po pergaminach przerywał
ciszę.
– Proroka. Czytałeś? Znowu obsmarowali
Pottera. Harry'ego. Na pewno o nim słyszałeś.
Florian bez słowa wyrwał jej gazetę z rąk i
ściągnął brwi.
HARRY POTTER SZPIEGIEM SAMI–WIECIE–KOGO?
Informator Proroka Codziennego donosi, że
Chłopiec Który Przeżył był ostatnio widziany w godzinach wieczornych razem ze
swoimi przyjaciółmi – Draconem Malfoyem i Lucy Weather. Jak obecnie wiadomo,
rodziny tej dwójki mają bliskie kontakty z Sami–Wiecie–Kim. Czy przeciągnęli
Pottera na swoją stroną? Więcej inf. na stronie 3.
– Bzdury, jak zwykle. Wierzysz w to? –
Spojrzał ostro na Lunę.
Dziewczyna zrobiła oburzoną minę.
– Oczywiście, że nie! Ja i mój tata popieramy
Harry'ego i ufamy mu. Czytasz Żonglera? Tata jest jego redaktorem, tam
publikuje prawdziwe informacje a nie głupie plotki.
Twarz Floriana złagodniała. Usiadł przy
stoliku i przyjrzał się Lucy.
– Dalej ci dokuczają? – zmienił temat.
– Trochę. Ale to nic, po prostu zaczęłam
kupować więcej par butów – uśmiechnęła
się smutno dziewczyna. – Swoją drogą, co ty tu robisz? Rzadko widuję cię w
bibliotece.
– Szukałem...kogoś. Ale najwyraźniej tutaj go
nie ma.
Chłopak zamilkł. Jego myśli krążyły wokół
nagłówka, który właśnie przeczytał. Czy Potter naprawdę mógł być szpiegiem?
Florian szczerze w to wątpił, miał jednak wątpliwości co do Malfoya. Nie tylko
wątpliwości – szczerze powiedziawszy, nienawidził tego blond dupka. Irytował go
jego wygląd, głos, całe istnienie. A najbardziej to, że cały czas kręcił się
wokół Pottera, uniemożliwiając mu choć chwilę rozmowy z nim. Florian już dawno
miotnąłby w Malfoya kilkoma klątwami – bał się jednak, że to osłabi jego i tak
mizerne stosunki z Harrym.
– O czym myślisz? – spytała Luna. – Wyglądasz
na wściekłego.
Florian podniósł głowę.
– Nie jestem wściekły. Po prostu muszę coś
załatwić. – Wstał z krzesła, z impetem odsuwając je od siebie. – Do zobaczenia
w Pokoju, Luno. – Sztywno skinął dziewczynie głową i wyszedł szybkim krokiem z
biblioteki, kierując się w stronę wieży. Jego cel okazał się jeszcze bliżej,
niż myślał – złapał Ginny na szóstym piętrze. Bez słowa chwycił ją za rękę i
pociągnął w stronę swojego Domu. Kompletnie ignorował jakiekolwiek pytania lub
protesty dziewczyny, dopóki nie wepchnął jej do dormitorium, na szczęście
pustego. Zaklęciem zamknął drzwi i wreszcie spojrzał na rudowłosą.
– Florian... co się stało? – wyszeptała
dziewczyna. – Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś?
Chłopak podszedł do niej i delikatnie objął w
pasie.
– Mówiłaś, że mnie kochasz. Powtórz to –
warknął cicho.
– Kocham cię. Florian, co się...?
Chłopak uśmiechnął się tylko w odpowiedzi i
lekko pchnął dziewczynę na łóżko. Ginny, pomimo zdezorientowania, uśmiechnęła
się szeroko. To tak bardzo różniło się od ostatnich dni... dziewczyna
rozszerzonymi oczami wpatrywała się w blondyna, który uważnie przyglądał się
jej twarzy.
– Jesteś piękna, Ginny Weasley. Niczym rubin.
Florian pochylił się i złożył na szyi
dziewczyny kilka lekkich, ledwie wyczuwalnych pocałunków. Spojrzał na nią
jeszcze raz, tym razem pytająco. Ginny przymknęła oczy, co uznał za
przyzwolenie. Ujął jej dłonie i jedną ręką mocno przycisnął nad jej głową do
łóżka, następnie pocałował ją tak gwałtownie, że dziewczyna sapnęła z
zaskoczeniem. Drugą dłonią zaczął powoli rozpinać guziki jej koszuli, z całej
siły próbując ukryć dość wyraźne drżenie rąk. Podniósł głowę i spojrzał w
zamglone oczy Ginny.
– Na pewno tego chcesz?
Błagam, nie chciej, dodał w myślach.
Ginny rozpromieniła się.
– Oczywiście, że chcę. Ufam ci... tylko bądź
delikatny.
Florian stłumił grymas. Zsuwając koszulę z
ramion Ginny, przeklinał sam siebie. Nie tak miało, do cholery, być. Kompletnie
nie tak. Rozpiął biustonosz. Źle, kompletnie źle, pieprzony idiota.
Spódniczka... Weasley miała ładne nogi, zdecydowanie. I piersi. Szkoda, że
duszę miała taką brzydką. Reszta bielizny... piękność, która było tylko
kluczem. Skup się. To śliczna, pociągająca kobieta a ty sprawisz, żeby było jej
jak najlepiej. Taka jest cena. Pocałuj ją. Bardziej... och, drży. To dobrze.
Dotknij jej. Jeszcze jeden uśmiech. Ona wciąż myśli, że wszystko jest dobrze.
Rozsuń... och, nie trzeba. Ona chyba naprawdę cię kocha. Nie śmiej się,
kretynie. Daj jej to, czego chce...
– Daj mi.
Powiedział to na głos?
Mniejsza z tym. To cena.
***
Draco
założył ręce na piersi, przyglądając się śpiącemu Potterowi. Zabije te
pieprzoną gnidę, tego cholernego zdrajcę krwi bez krzty honoru. Mniejsza z jego
plugawym nazwiskiem, mniejsza z biedą, która ciągnęła się za nim równo ze
smrodem. Zabije go za samo istnienie. Za cholerny charakter.
– Draco, nie powinieneś iść już do siebie? –
U jego boku stanęła Lucy, uśmiechając się blado. Jej podkrążone oczy wskazywały
na to, że była porządnie niewyspana.
– Jeszcze chwilę. Niedługo powinien się
obudzić – odparł Draco, nie spuszczając wzroku z Harry'ego. Lucy westchnęła i usiadła
na krześle obok, delikatnie ujmując dłoń Pottera.
– Co z Weasleyem?
– Za mało. Miesiąc szlabanu ze Snapem i
zawieszenie w meczach Quidditcha do odwołania. Powinni go wyrzucić – warknął
Draco. – Ale nie, oczywiście że nie. Bo on został sprowokowany. Bycie
sprowokowanym to jedno, a nieumiejętność powstrzymania instynktów pierwotnych
to drugie. Ciekawe, czy w jego domu wynaleźli już ogień.
Lucy zaśmiała się cicho. Umilkła jednak, gdy
zobaczyła, że Harry poruszył się lekko i otworzył oczy.
– Cho… – wycharczał cicho i zaczął kaszleć,
krzywiąc się boleśnie.
Lucy
natychmiast podeszła do łóżka i podsunęła mu do ust szklankę wody. Harry
przełknął z wdzięcznością i z powrotem zamknął oczy.
– Ale wstyd... naprawdę posłał mnie tu Weasley?
– Bez obawy, niedługo sam tutaj trafi –
odpowiedziała Lucy z ponurym uśmiechem. – Jak się czujesz?
– Dobrze. Myślę, że mogę… – Poruszył głową i
syknął z bólu. – Albo jednak nie.
– Lepiej leż, Harry – powiedział Draco,
rzucając chłopakowi gazetę na kolana. – I czytaj.
Gdy
Harry z wysiłkiem zagłębił się w lekturze, Lucy westchnęła cicho. Przyjaciel
leżący w szpitalnym łóżku, z głową owiniętą bandażami wyglądał tak bezbronnie
i, choć starała się odepchnąć od siebie to uczucie, bardzo przypominał jej
własnego brata. Dziewczyna zamknęła oczy, gdy ponownie uderzyły ją wspomnienia.
Był słoneczny, lutowy poranek. Pięcioletni
Jackie bawił się na dywanie, Lucy zaś siedziała w głębokim fotelu, czytając
"Historię Hogwartu." Wręcz chłonęła tę książkę, tak bardzo
zafascynowały ją dzieje zamku, w którym miała niedługo zamieszkać. Jej matka
krzątała się w kuchni – choć jej rodzinie nie brakowało pieniędzy, wolała
gotować sama, niż zrzucać to na skrzaty domowe. Ojciec zaś przerzucał jakieś
papiery przy stole, mrucząc coś pod nosem. Prawdopodobnie wykonywał kolejne
tajemnicze zadanie dla Ministerstwa. Lucy nigdy nie dowiedziała się dokładnie,
gdzie i nad czym pracuje, w domu o tym nie mówiono. Jedno było pewne – gdy
zajmuje się pracą, nie należy mu przeszkadzać.
Spojrzenie Lucy padło na brata i dziewczyna
uśmiechnęła się szeroko. Chłopiec miał zadatki na dobrego czarodzieja, już
teraz, w wieku pięciu lat potrafił swoją mocą ożywiać nadwiędłe rośliny lub
wprawiać swoje zabawki w lekki ruch. Był niezwykle wesoły i empatyczny – Lucy
miała wątpliwości co do tego, że chłopiec trafi w przyszłości do Slytherinu.
Prędzej widziałaby go w Hufflepuffie.
Ciszę przerwał nagły huk. Ojciec Lucy i Jacka
poderwał się gwałtownie z krzesła i wyciągnął różdżkę z kieszeni, celując w
drzwi. Szybko krzyknął do żony:
–
Kendra, wyślij Patronusa do Ministerstwa, szybko! Ktoś przełamał
zabezpieczenia!
Kobieta
gorączkowo skinęła głową.
–
Expecto Patronum. – Z jej różdżki wypłynęła srebrna sowa.
–
Przekaż wiadomość do biura aurorów – pospiesznie powiedziała kobieta. –
Śmierciożercom udało się złamać zaklęcia. Niech wyślą kogoś jak najprędzej.
Sowa zahukała cicho i wyleciała przez okno. W
tym samym momencie drzwi otworzyły się z trzaskiem. Stały w nich dwie
zakapturzone postacie. Jedna z nich momentalnie wycelowała różdżką w Jacka,
druga w Kendrę.
–
Ani kroku, zdrajco – warknęła jedna z osób. Mężczyzna zamknął oczy. Choć jedna
jego część wyrywała się do walki z napastnikami, druga wiedziała doskonale, że
to koniec. Zbyt długo udawało im się ukryć, zbyt długo uciekali. Mógł mieć
jedynie nadzieję, że aurorzy przybędą na czas. A jeśli im się nie uda... że
zginie pierwszy, nie musząc patrzeć na cierpienie swoich bliskich.
–
Spokojnie, nie trzęś się tak, Weather. Przyszliśmy tylko zapytać, czy może
zmieniłeś zdanie. – Głos zza kaptura był niemal pogodny, tak, jakby prowadzili
spokojną pogawędkę. – A może dalej obstajesz przy swoim i chcesz zginąć jak
tchórz?
Mężczyzna wyprostował się dumnie, choć w jego
oczach błyszczał strach.
–
Nie zmieniłem zdania. Nie mam zamiaru wstępować w wasze szeregi.
–
W takim razie… – Skinął głową na drugiego mężczyznę, celującego w Kendrę. Ten
spokojnie rzekł:
–
Avada Kedavra.
Zupełnie zwyczajnie, jakby były to puste
słowa, nie słowa, po których kobieta martwa osunęła się na ziemię. Po których
przerażony i zdezorientowany Jackie schował się za plecami ojca, a Lucy
krzyknęła przenikliwie. Po których ich ojciec wycelował różdżkę w jednego z
napastników. Reakcja była natychmiastowa.
–
Crucio. – Kolejne słowo. Ciało Lucy wygięło się w łuk, następnie opadła na
ziemię, miotając się i wrzeszcząc. Dźwięk ten wdzierał się mężczyźnie w uszy,
nie chciał tego, mógł zrobić wszystko, cokolwiek...
–
DOŚĆ! DOŚĆ, ZROBIĘ TO! PRZYŁĄCZĘ SIĘ DO VO...DO NIEGO! TYLKO JĄ ZOSTAWCIE!
Jeden z mężczyzn przerwał zaklęcie. Gdy
ponownie się odezwał, jego głos ociekał szyderstwem.
–
Teraz? Teraz jesteś nam niepotrzebny. Sługów Czarnego Pana powinna cechować
prawdziwa wierność, nie strach. Zawsze byłeś taki głupi, Weather. Spójrz, ile
przez to stracisz. Expulso!
Siła
zaklęcia sprawiła, że mężczyzna z ogromną siłą został odrzucony w tył,
uderzając w ścianę. Odsłonił tym Jacka, w którego następnie została wycelowana
różdżka.
–
Crucio.
Przez przeszywające wrzaski chłopca
przedzierał się nienawistny głos napastnika:
–
Dalej jesteś pewien, że tego nie chciałeś? Jedna decyzja... a teraz umierasz ze
świadomością, że oni również zginą. Przez ciebie.
Drugi
mężczyzna wycelował w niego różdżką.
–
Avada Kedavra.
Lucy, łkając i krzycząc doczołgała się do
brata i objęła go mocno, z nienawiścią wpatrując się w śmierciożerców. Tak
bardzo chciała ich zabić, a nie miała nawet różdżki...Gdy zaklęcie zostało
przerwane, zorientowała się, że jej brat leży bez ruchu w jej ramionach.
Potrząsnęła nim gwałtownie.
–
Jack! Jack, obudź się!
– Jakie
wzruszające… – warknął mężczyzna, który zamordował jej ojca. – Prawdziwe
oddanie. Oddanie, które powinno zaimponować Czarnemu Panu. Przecież nie musimy
was zabijać. Po prostu po was wrócimy. – Rozległ się śmiech. Mężczyźni,
skinąwszy porozumiewawczo głowami, deportowali się z trzaskiem.
Dosłownie
kilka sekund później salon wypełnił się aurorami.
– Lucy?
Dziewczyna wzdrygnęła się i spojrzała na
Draco, który przyglądał się jej z zaniepokojeniem.
– Trochę odpłynęłaś. Wszystko w porządku?
– Tak, tak. Zamyśliłam się. – Zwróciła się w
stronę Harry'ego, usiłując opanować nieznacznie drżenie głosu. – I co sądzisz?
Chłopak prychnął tylko i potarł oczy.
Niedbale odłożył gazetę na stolik.
– Mam już dość tych bzdur. Najpierw oszust,
potem bohater, potem kochanek a teraz szpieg. Ciekawe, kiedy uznają, że to ja
jestem Voldemortem.
Ciężka
atmosfera nieco opadła a cała trójka zachichotała.
***
Harry
Potter siedział w bibliotece, gdzie udawał się zawsze, gdy szukał odrobiny
ciszy i spokoju. Od ostatnich wydarzeń minęło kilka dni, jego obolała głowa
doszła już do siebie, a po złamanym nosie nie było ani śladu. Na początku
zastanawiał się nawet, czy nie był w stosunku do Weasley'a zbyt ostry,
ostatecznie jednak zdecydował, że było warto. Obrażenia zewnętrzne to mała cena
za widok miny rudowłosego. Harry na wspomnienie jej uśmiechnął się szeroko i
rozparł wygodniej na krześle. Mógł pozwolić sobie na odrobinę swobody –
pierwszy raz od dawna był sam, nareszcie udało mu się wyrwać od przyjaciół.
Nie, żeby ich nie lubił...po prostu najlepiej czuł się sam na sam ze swoimi
myślami. A myśli te krążyły wokół ostatnich wydarzeń. Harry miał przeczucie, że
niedługo wydarzy cię coś złego. Nie wspomniał o tym przyjaciołom, lecz znów
zaczęła mu dokuczać blizna, co nigdy nie było dobrym znakiem. Jego sny stawały
się coraz bardziej krwawe i chaotyczne. Na razie jednak nikomu o tym nie
wspomniał – Draco tylko by się wściekł a Lucy zmartwiła. Oboje mieli za dużo na
głowie.
–
Przepraszam, można?
Harry
uniósł głowę i z zaskoczeniem ujrzał nikogo innego, a samą Ginny Weasley. Czyli
taka jest. Zimna, niedostępna, a tak naprawdę...
– Jasne, siadaj. O co chodzi, Ginny? O ile
mogę tak do ciebie mówić... – zaczął kurtuazyjnie Harry, jednak dziewczyna
przerwała mu skinieniem ręki.
– Chciałam przeprosić za zachowanie Rona.
Wiem, że to głupie, ale on sam tego nie zrobi. Ale to moja decyzja, uważam, że
przemoc, zwłaszcza fizyczna, nie jest żadnym rozwiązaniem – powiedziała Ginny
pospiesznie, wręcz jednym ciągiem. – Proszę, to dla ciebie. Nie wynagrodzi ci
złamanego nosa, ale to zawsze coś.
Harry
uśmiechnął się lekko widząc ogromną czekoladę z Miodowego Królestwa,
jednocześnie próbując uciszyć wredny głos w głowie, zastanawiający się, skąd
Weasley wzięła na to pieniądze. Uprzejmie skinął Ginny głową.
– Dziękuję. Szczerze mówiąc, to jedna z moich
ulubionych.
Dziewczyna rozjaśniła się na moment, po chwili
jej twarz znów przybrała względnie obojętny wyraz. Wzięła głęboki wdech.
– Nie ma za co. To wyraz wdzięczności, nic
więcej. Pójdę już. – Wstała pospiesznie i odeszła, zanim Harry zdążył
zareagować.
Potter
z niedowierzaniem pokręcił głową, obracając czekoladę w palcach. Do czego już
doszło... mała Weasleyówna przepraszająca go za to, że jej brat zareagował na
obrzucenie się pieniędzmi. Niemniej jednak, miły gest. Harry wrzucił czekoladę
do torby i z niechęcią wziął się za pracę domową z transmutacji.
Do
samego końca pobytu nie zauważył wpatrujących się w niego uważnie błękitnych
oczu.
***
Draco
podszedł do grupy dziewczyn siedzących przy kominku w pokoju wspólnym i
uśmiechnął się lekko.
– Pansy, mógłbym cię porwać na chwilę? –
zapytał, posyłając dziewczynie porozumiewawcze spojrzenie.
– Mógłbyś – odparła Ślizgonka i wstała, po
czym pociągnęła Dracona w kąt. – Co się stało?
– Jak dużo dowiedziałaś się o Snowie?
Draco
nie czuł najmniejszych wyrzutów sumienia z powodu tego, że kazał Pansy wybadać
tego chłopaka. Malfoy poczuł do niego niechęć już przy pierwszym spotkaniu w
Klubie Ślimaka. Chłopak roztaczał wokół siebie aurę dziwnego autorytetu, czego
Draco nie mógł wręcz znieść. Wydawał się także być niezwykle zarozumiały. I
coś, czego Ślizgon nie mógł przeboleć – ten idiota miał jaśniejsze włosy. Jakim
prawem? Ten efekt na pewno został uzyskany za pomocą magii.
Skupił
uwagę na Pansy.
– Nie dowiedziałam się zbyt sporo,
najwyraźniej nikomu o sobie nie opowiadał. Wiem tylko, że jego matka jest
mugolką. No nie patrz tak, twój nowy kolega jest szlamą. Poza tym, jego ojciec
pracuje w Ministerstwie. Jest jedynakiem, okropnym uwodzicielem i świrem.
Draco zmarszczył brwi.
– Świrem?
– Słyszałam, że na trzecim roku prawie
podpalił innego Krukona za to, że odezwał się do dziewczyny, którą on niby
kochał. To nigdy nie wyszło poza ich dom, wiesz, jacy są Krukoni. Poza tym,
wbrew pozorom, Florian jest wśród nich dość lubiany. Co nie zmienia faktu, że
jest ekscentryczny i najwyraźniej niebezpieczny. Uważaj na niego, Draco.
Malfoy
zamyślił się. PODPALIĆ kogoś? Trzeba przyznać, nawet on nie posunąłby się do
czegoś takiego. Dracona bardziej martwiło to, że ten świr zainteresował się
Harrym. A Harry'emu, sądząc po tym, że wyszedł z nim na tak długo w czasie
przyjęcie u Slughorna, wcale to nie przeszkadzało. Owszem, wspomniał, że
chłopak wydaje się być dziwny, ale że aż tak... Z drugiej strony, gdyby był kompletnym
wariatem, nie przyjęliby go do Hogwartu. I w dodatku był szlamą. I te cholerne
włosy!
– DRACO!
Malfoy
podskoczył gwałtownie. Z dormitorium wypadł Harry, zaczerwieniony, jego oczy
błyszczały chorobliwie. Uwiesił się na Draco i spojrzał na niego z ekstazą w
oczach.
– Draco... zakochałem się.
Draco
nieszczególnie wiedział jak zareagować. Ostrożnie zdjął ramiona Harry'ego ze
swoich i spojrzał na niego ze zdziwieniem.
– Ty? W kim, na Merlina?
Twarz
Pottera rozjaśniła się niczym słońce.
– W Ginny Weasley! Kocham ją, chce z nią być,
nie zważając na jej rodzinę, poglądy jej rodziny oraz majątek jej rodziny! –
Harry podskoczył radośnie, po czym wybiegł z dormitorium.
Draco
i Lucy rzucili się za nim. Potter biegł jak oszalały, zwracając na siebie uwagę
wszystkich ludzi. Akurat musiało trafić na moment, kiedy wszyscy szli na
kolację...
Harry
zatrzymał się nagle tak gwałtownie, że Draco wpadł mu na plecy. Rozgorączkowany
chłopak zaczął krzyczeć, szarpiąc blondyna za rękaw:
– Gdzie ona jest? Gdzie ona teraz jest,
Draco?
Cóż, i
tutaj zaczął się dla Draco prawdziwie moralny dylemat. Patrzeć, jak Harry,
upojony Amortencją, wyzna dziewczynie miłość w obecności całego Hogwartu?
Zabrać go do Slughorna? Odizolować w bezpiecznym miejscu?
Draco
uśmiechnął się lekko. Najwyżej Potter go znienawidzi.
– W Wielkiej Sali.
***
Niebo
w Wielkiej Sali było tego wieczoru usiane setkami gwiazd. Zawieszone w
powietrzu świece dawały ciepłe światło, co wypełniało to ogromne pomieszczenie
wręcz rodzinną atmosferą. Dla Floriana było to ulubione miejsce w całym zamku.
Znów przybył na ucztę kilka minut przed innymi, by móc nacieszyć się widokiem.
Teraz spokojnie przyglądał się wlewającym się do Sali uczniom. Zawiesił wzrok
na Ginny. Przez ostatni czas ich kontakty wyraźnie się ochłodziły, dziewczyna
jednak wciąż trwała przy nim. Snow zastanawiał się, jak bardzo musi być ona
głupia lub zaślepiona, by nie widzieć rzeczy oczywistych. To nie jemu była
przeznaczona.
Cóż,
może to i jego wina. Zawsze był wręcz przesadnym romantykiem i każdą sprawę
związaną z uczuciami wywyższał do ogromnej rangi. Nienawidził, gdy ktoś używał
słowa "kocham" bez powodu. Gdy trwał w fałszu i krzywdził osobę,
którą powinien kochać. Czyniło go to hipokrytą, jednak nieszczególnie się tym
przejmował.
Na
stole pojawiły się pierwsze potrawy, gdy zza drzwi dobiegły dziwne odgłosy. Coś
jakby szamotanina i stłumione uderzenie. Natępnie na Salę wpadł Harry Potter i
skierował się, ku zdziwieniu wszystkich, w stronę stołu Gryfonów. Za nim
kroczył Malfoy z nieco zaniepokojoną miną. Potter stanął na przeciwko Ginny,
dwóch siedzących na ławkach Gryfonów z wrażenia rozsunęło się na boki. Harry
spojrzał na Weasley i wypalił:
– Kocham cię!
W Sali
zapadła cisza jeszcze głuchsza niż wcześniej. Twarz Ginny kolorem zlała się z jej
włosami. Draco zakrył usta dłonią, usiłując nie wybuchnąć śmiechem. Ron
wyglądał, jakby miał za moment zwymiotować. Florian poczuł natomiast, jakby coś
mocno ugodziło go w żołądek. Wstał gwałtownie i również podszedł do stołu
Gryfonów. Chwycił zszokowaną Ginny za rękę i wręcz wytargał z Wielkiej Sali,
czując na plecach palące spojrzenia. Zdążył jeszcze usłyszeć, jak w
pomieszczeniu wybucha wrzawa głosów.
Chłopak wepchnął Ginny do pustej klasy. Był
wściekły. Czuł, jakby fale przechodziły przez niego, szukając jakiegokolwiek
ujścia. Ścisnął ramię Ginny i przyparł ją do ściany, zbliżając twarz do jej
twarzy. Nawet nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy.
– Co to miało być? – wysyczał, mocniej
wbijając palce w jej skórę. – CO TO MIAŁO BYĆ? ODPOWIEDZ MI!
Dziewczyna
skuliła się, w jej oczach zalśniły łzy. Zacisnęła jednak mocno powieki, nie
pozwalając im wypłynąć. Odezwała się cichym głosem:
– A–Amortencja...
Florian w szoku puścił ją i cofnął się o krok.
– Amortencja? Podałaś mu Amortencję? Będąc ze
mną, OFICJALNIE będąc ze mną, podałaś innemu Amortencję? Nie wspominając już o
tym, że… – zamilkł na moment i potrząsnął głową. – Nieważne. Dlaczego to
zrobiłaś? Och, Ginny. Dlaczego to zrobiłaś?
Ginny
wyjąkała coś tylko cicho i osunęła się po ścianie. Zaczęła cicho łkać,
usiłując robić to jak najciszej. Florian
wpatrywał się w nią. Jego gniew opadł równie szybko jak się pojawił. Zamiast
niego pojawiło się politowanie, tak, jakby chłopak po raz pierwszy zobaczył
prawdziwą postać Weasleyówny.
– Przykro mi, że musisz szukać kogokolwiek,
by wypełnić tę pustkę, Ginny. Tym razem jednak straciłaś obie szanse. Przykro
mi. Naprawdę – powiedział z żalem Florian.
Wychodząc z klasy, przybrał najbardziej
zranioną minę, jak tylko mógł. Gdy wracał na Wielką Salę, wiele osób przyglądało
mu się ze współczuciem. Przechodząc obok stołu Ślizgonów, rzucił Potterowi
nienawistne spojrzenie. Chłopak skrzywił się tylko, miał jednak na tyle
przyzwoitości, by spuścić wzrok. Najwyraźniej podczas nieobecności Floriana
skutki eliksiru zostały zniwelowane.
Gdy
opadł na ławkę, nachyliła się ku niemu Suzie. Chłopak nie mógł uwierzyć w swoje
szczęście – trafił na jedną z największych plotkar w Ravenclawie.
– Jak się czujesz? – spytała z troską.
– W porządku – odparł cicho Florian. –
Najwyraźniej to było nieuniknione. Po prostu... my niedawno... sama rozumiesz,
Suz. Myślałem, że to będzie fundament, a tymczasem... sam nie wiem, co to było.
Oczy
Suzie rozbłysły. To była dopiero wiadomość!
Florian natomiast uśmiechnął się do siebie w
duszy. Plan zaczynał działać.
-
Ale długi rozdział. Może choć trochę
zrekompensuje tak beznadziejne trzymanie się terminów.
Bardzo ładny rozdział. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSuper! Pisz dalej :D
OdpowiedzUsuńNo dobra, przeczytałam wszystko i... cholera jasna, PISZ. Pisz, bo jest super. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńKiedy rano natrafiłam na tego bloga, nie sądziłam, że on będzie aż tak dobry. Naprawdę, historia ma swój własny, magiczny klimat i przyciąga równie mocno, co cała potterowska seria. Od dawna zastanawiało mnie, czemu Harry nie przyjął propozycji Dracona (w końcu powinna być dla niego niezwykle kusząca) i co by się stało, gdyby uścisnął mu rękę. Ty przedstawiłaś to w naprawdę ciekawy sposób i podbiłaś moje serce przedstawieniem tego nowego Harry'ego i Malfoya. Nie mam do czego się przyczepić — po prostu pisz dalej, a ja będę z zachwytem to czytać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie!
Kocham to co piszesz! Cały czas zastanawia mnie co takiego knuje Florian i czy Ginny będzie z Harrym! Świetny pomysł na opowiadanie. Czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńZapraszam również na moje Potter'owskie opowiadanie:
www.the-evil-daughter.blogspot.com