Did you ever think
That we could be so close, like brothers
The future's in the air
Can feel it everywhere
Scorpions - Wind of change
Scorpions - Wind of change
Rozproszone światło wdzierało się przez zielone zasłony,
powoli, aczkolwiek skutecznie budząc skulonego na łóżku chłopca, który zaklął
cicho i odruchowo sięgnął po leżące na stoliku okulary i, po raz kolejny,
zaskoczony poczuł jedynie chłodny blat. No tak, przecież pozbył się ich, a jego
wada została odpowiednio skorygowana. Roztrzepanie. Ciągle o tym zapominał.
Wstał, przeciągając się lekko i swoim zwyczajem zrzucając kołdrę na podłogę.
Nie musiał się o nią martwić, w końcu w Hogwarcie były skrzaty. Wzrok chłopaka
mimowolnie powędrował do sąsiedniego łóżka. Dracona nie było,
najprawdopodobniej spacerował po błoniach. Kompletnie niezrozumiały dla
czarnowłosego nawyk. Zwłaszcza teraz, w zimie, kiedy poranki, choć słoneczne,
były lodowate.
Harry wszedł do łazienki, gdzie, ułożone w
kostkę, leżały przygotowane przez niego dzień wcześniej ubrania. Pedantyczny
nawyk, którego nie potrafił się wyzbyć, co nie zmienia faktu, że przydatny. Nie
musiał tracić czasu na wybór ubrań, co czasami zajmowało dość sporo czasu.
Spojrzał w lustro, z którego spoglądał na
niego wysoki chłopak o włosach opadających miękką, czarną falą na ramiona.
Intensywnie zielone oczy, wciąż nieco zamglone od snu, migotały lekko, a usta
wygięte były w grymasie niezadowolenia. Cóż, nie znosił tak wczesnego
wstawania. Przeczesał włosy, założył
ciemnoszare spodnie, czarną, wykrojoną akurat na niego koszulę, narzucił szatę
i wyszedł z dormitorium.
Pokój Wspólny Ślizgonów o tej porze był, jak
nigdy, cichy i spokojny, jednak Harry nie zwracał na niego zbytniej uwagi.
Swoje kroki skierował prosto na błonia, ignorując wejście do Wielkiej Sali. Nie
miał zamiaru jeść całkiem sam śniadania, wszyscy jeszcze spali.
Dracona zauważył pod jednym z drzew, gdzie,
apatycznie wpatrzony gdzieś w przestrzeń, dopalał papierosa. Czarnowłosy usiadł
obok niego bez słowa i także bez słowa poczęstował się fajką z leżącej
niedaleko paczki. Odpalił papierosa końcem różdżki, zaciągnął się i spokojnie
wypuścił dym. Dopiero wtedy spojrzał na Malfoya.
– Wyjaśnisz mi kiedykolwiek, czemu mają
służyć te poranne przechadzki?
– Nie. Po co ci to wiedzieć, skoro i tak
przychodzisz za mną i podkradasz mi papierosy?
Harry
powstrzymał się od westchnięcia. Jak zwykle blondyn ucinał wszelkie zbędne
dyskusje, dodatkowo dzisiaj był najwyraźniej nie w humorze.
– Czasami zastanawiam się, jak potoczyłoby
się to wszystko, gdybym jednak trafił do Gryffindoru. Nigdy ci tego nie
mówiłem, ale Tiara...cóż, wahała się.
Malfoy prychnął cicho i zaśmiał się:
– Jak by było? Naprawdę po sześciu latach
wciąż cię to zastanawia? Spędzałbyś bezużytecznie czas z równie bezużytecznymi
gryfonami, z tą małą Weasley u boku, zakochaną w tobie z wdzięczności za
uratowanie jej w drugiej klasie...
– Uratowałem ją przy okazji! – wtrącił Harry,
jednak Draco zignorował go i kontynuował.
– ...prawdopodobnie razem z jej bratem i tą
szlamą ratowałbyś tego cholernego hipogryfa, przegrał Turniej Trójmagiczny,
ewentualnie zginął w walce z Czarnym Panem. Właściwie...dlaczego chciałeś go
pokonać?
– Voldemort zabił mi rodziców, nie
pamiętasz?
Chłopak wykrzywił drwiąco wargi i jedynie
skinął głową.
– Och, nie wspominając o tym, że po walce w
Ministerstwie także mógłbyś być martwy. Ostatecznie przepowiednia i tak
przepadła, prawda?
– Tak, a razem z nią Syriusz. – Harry dopalił
papierosa i wyrzucił go na śnieg. – Idziemy?
Draco
podniósł się bez słowa.
***
Harry
leniwie smarował tosta masłem, nie przykładając do tego większej uwagi. Jego
głowę zaprzątały inne myśli. Spędził już
sześć lat w tej szkole. Sześć wspaniałych, choć momentami cholernie ciężkich
lat. Walczył z Voldemortem wiele razy, jakimś cudem zawsze wychodząc z tego bez
większego szwanku. W pierwszej klasie udało mu się właściwie tylko dzięki
szczęściu i chłodnej logice w obliczu zagadek. W drugiej pokonał bazyliszka,
jednocześnie ratując małą Ginny Weasley. Uśmiechnął się pod nosem na to
wspomnienie. Ron, nienawidzący go szczerze od momentu opuszczenia przedziału
podczas pierwszej jazdy do Hogwartu, chcąc nie chcąc, musiał mu podziękować.
Gryfońska szlachetność.
Później całe to zamieszanie z dementorami,
wiadomość, że jego ojcem chrzestnym jest nikt inny jak słynny azkabański
więzień, Syriusz Black. Och, to właśnie na tym roku Draco dostał w twarz od
Granger. Choć blondyn nazywał ją szlamą, Harry nie lubił tego określenia. Było
zbyt...dosadne.
Czwarty rok. Turniej trójmagiczny, do którego
został podstępem wkręcony przez byłego śmierciożercę. Choć był przerażony, dwa
pierwsze zadania poszły mu względnie dobrze. O ile przy pierwszym zadaniu
pomógł mu „Moody”, który jednocześnie powiedział mu o smokach, tak w drugim
musiał już radzić sobie sam. Udało mu się wykraść z zapasów Snape'a skrzeloziele,
o którym przeczytał dosłownie w ostatniej chwili. Trzecie zadanie...walka z
Voldemortem, jego powrót. Śmierć Diggory'ego, tak głupia i niepotrzebna.
Zdemaskowanie „Alastora”.
Piąty
rok, nieudana próba zwerbowania go do Zakonu Feniksa. Czymkolwiek by to nie
było, i jakiego nie miało szczytnego celu, tak Potterowi nie uśmiechała się
walka o boku Weasleyów i całej bandy aurorów. Nie był tam potrzebny. Chcieli
śmierci Voldemorta? Dostaną ją. Ale pokona go w pojedynkę. Teraz, kiedy zmarł
Syriusz, miał o wiele większą motywację. Pragnął śmierci tego gada jak niczego
innego na świecie. To była cecha odróżniająca go od reszty Ślizgonów.
Poczuł
lekkie szturchnięcie, które wyrwało go z zamyślenia. Nieprzytomnie spojrzał na
siedzącą obok Lucy, uczennicę piątego roku.
– A ty co, uskuteczniasz jakiś strajk
głodowy? Ten tost za chwilę sam od ciebie ucieknie. – Dziewczyna uśmiechnęła
się ironicznie, zakładając za ucho pasemko blond włosów.
Harry
drgnął lekko i rozejrzał się po Wielkiej Sali, uprzednio mrucząc coś do
dziewczyny. Odruchowo jego wzrok powędrował w stronę Domu Lwa. Zauważył, jak
Ginny speszona spuszcza wzrok, przyłapana na przyglądaniu się mu. Granger
próbowała wytłumaczyć coś Weasley'owi, najwyraźniej bezskutecznie, gdyż jej
twarz przybierała wyraz coraz większej irytacji, a Wiewiór z sekundy na sekundę
stawał się bardziej czerwony. Ostatecznie, wściekła dziewczyna zwinęła pergamin
w rulon i trzasnęła przyjaciela w głowę. Harry na ten widok wykrzywił wargi w
nieznacznym, pogardliwym uśmiechu.
– Z
czego się tak cieszysz? Zazdrościsz udanego związku? – nie mniej złośliwie
zapytał Draco, również przyglądając się parze Gryfonów. – Jakby co, to młoda
Weasleyówna wciąż jest wolna. Stawiam dziesięć galeonów, że zaciągniesz ją do
łóżka na pierwszej, góra drugiej randce.
Harry, jakby nieświadomie, przesunął palcami
po srebrno–zielonym krawacie, po czym odwrócił się do Malfoya.
– Wchodzę.
Pierwsza~!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Harry i Dracze nie "zeszli" na śniadanie. Może trafiliby gdzieś do podziemi np. do kopalni węgla : (
Potter ma chyba jakieś przebłyski dobra, ale co tam.
I biedna Ginny... nie, jednak nie.
[Spam]
OdpowiedzUsuńZapraszam na Potterowski fanpage: https://www.facebook.com/pages/Nie-ma-czego%C5%9B-takiego-jak-dobro-i-z%C5%82o-jest-tylko-w%C5%82adza-i-pot%C4%99ga/738749219483332
Czemu tutaj nie ma komentarzy? Ten blog aż krzyczy o nie!
OdpowiedzUsuńUwielbiam opowiadania o Harrym i Draco, a Twój blog jest jak dwa w jednym. Piszesz prawie bezbłędnie. Znalazłam może jedną literówkę na początku.
Dobrze, że mimo wszystko Harry dokonał tych wszystkich rzeczy i zaciekle walczy przeciwko Voldemortowi. Co na to rodzina Draco, że się z nim przyjaźni? Może będzie to w dalszych rozdziałach.
Palący Harry...? Masz me serce.
Czekam na rozdział i zapraszam do siebie na http://be-mad-darling.blogspot.com/
Pozdrawiam i dodaję do polecanych
Hmm fabuła na bloga jest wprost doskonała, nikt nie wymyślił takiego bloga,a i jeszcze ładnie piszesz.
OdpowiedzUsuńZ pewnością jeszcze tu wpadnę ;D
Pozdrawiam!
Zaczyna się dobrze. Jestem ciekawa jak dalej to wszystko się potoczy?
OdpowiedzUsuńMasz fajny styl. Czekam na więcej. :D
Opowiadanie jest genialne! Czyta się lekko i do tego wszystko jest tak przejrzyście napisane. Mogę powiedzieć szczerze, że fabuła jest wspaniała! Potter, który pali i zachowuje się jak prawdziwy ślizgon - cudo! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńPalenie w Hogwarcie? Oj, ktoś tu chyba nie wie, że panowały tam dość rygorystyczne zasady i mugolskie papierosy z pewnością by nie przeszły.
OdpowiedzUsuńSuper! Bardzobardzo mi się podoba 8)
OdpowiedzUsuń