1/03/2014

I

      Did you ever think
That we could be so close, like brothers
The future's in the air
Can feel it everywhere
Scorpions - Wind of change


               

Rozproszone światło wdzierało się przez zielone zasłony, powoli, aczkolwiek skutecznie budząc skulonego na łóżku chłopca, który zaklął cicho i odruchowo sięgnął po leżące na stoliku okulary i, po raz kolejny, zaskoczony poczuł jedynie chłodny blat. No tak, przecież pozbył się ich, a jego wada została odpowiednio skorygowana. Roztrzepanie. Ciągle o tym zapominał. Wstał, przeciągając się lekko i swoim zwyczajem zrzucając kołdrę na podłogę. Nie musiał się o nią martwić, w końcu w Hogwarcie były skrzaty. Wzrok chłopaka mimowolnie powędrował do sąsiedniego łóżka. Dracona nie było, najprawdopodobniej​ spacerował po błoniach. Kompletnie niezrozumiały dla czarnowłosego nawyk. Zwłaszcza teraz, w zimie, kiedy poranki, choć słoneczne, były lodowate.
Harry wszedł do łazienki, gdzie, ułożone w kostkę, leżały przygotowane przez niego dzień wcześniej ubrania. Pedantyczny nawyk, którego nie potrafił się wyzbyć, co nie zmienia faktu, że przydatny. Nie musiał tracić czasu na wybór ubrań, co czasami zajmowało dość sporo czasu.
Spojrzał w lustro, z którego spoglądał na niego wysoki chłopak o włosach opadających miękką, czarną falą na ramiona. Intensywnie zielone oczy, wciąż nieco zamglone od snu, migotały lekko, a usta wygięte były w grymasie niezadowolenia. Cóż, nie znosił tak wczesnego wstawania.  Przeczesał włosy, założył ciemnoszare spodnie, czarną, wykrojoną akurat na niego koszulę, narzucił szatę i wyszedł z dormitorium.  
Pokój Wspólny Ślizgonów o tej porze był, jak nigdy, cichy i spokojny, jednak Harry nie zwracał na niego zbytniej uwagi. Swoje kroki skierował prosto na błonia, ignorując wejście do Wielkiej Sali. Nie miał zamiaru jeść całkiem sam śniadania, wszyscy jeszcze spali.
Dracona zauważył pod jednym z drzew, gdzie, apatycznie wpatrzony gdzieś w przestrzeń, dopalał papierosa. Czarnowłosy usiadł obok niego bez słowa i także bez słowa poczęstował się fajką z leżącej niedaleko paczki. Odpalił papierosa końcem różdżki, zaciągnął się i spokojnie wypuścił dym. Dopiero wtedy spojrzał na Malfoya.
– Wyjaśnisz mi kiedykolwiek, czemu mają służyć te poranne przechadzki?
– Nie. Po co ci to wiedzieć, skoro i tak przychodzisz za mną i podkradasz mi papierosy? 
 Harry powstrzymał się od westchnięcia. Jak zwykle blondyn ucinał wszelkie zbędne dyskusje, dodatkowo dzisiaj był najwyraźniej nie w humorze.
– Czasami zastanawiam się, jak potoczyłoby się to wszystko, gdybym jednak trafił do Gryffindoru. Nigdy ci tego nie mówiłem, ale Tiara...cóż, wahała się. 
Malfoy prychnął cicho i zaśmiał się: 
– Jak by było? Naprawdę po sześciu latach wciąż cię to zastanawia? Spędzałbyś bezużytecznie czas z równie bezużytecznymi gryfonami, z tą małą Weasley u boku, zakochaną w tobie z wdzięczności za uratowanie jej w drugiej klasie...
– Uratowałem ją przy okazji! – wtrącił Harry, jednak Draco zignorował go i kontynuował.
– ...prawdopodobni​e razem z jej bratem i tą szlamą ratowałbyś tego cholernego hipogryfa, przegrał Turniej Trójmagiczny, ewentualnie zginął w walce z Czarnym Panem. Właściwie...dlac​zego chciałeś go pokonać? 
– Voldemort zabił mi rodziców, nie pamiętasz? 
 Chłopak wykrzywił drwiąco wargi i jedynie skinął głową.
– Och, nie wspominając o tym, że po walce w Ministerstwie także mógłbyś być martwy. Ostatecznie przepowiednia i tak przepadła, prawda? 
– Tak, a razem z nią Syriusz. – Harry dopalił papierosa i wyrzucił go na śnieg. – Idziemy?
 Draco podniósł się bez słowa.
***
 Harry leniwie smarował tosta masłem, nie przykładając do tego większej uwagi. Jego głowę zaprzątały inne myśli.  Spędził już sześć lat w tej szkole. Sześć wspaniałych, choć momentami cholernie ciężkich lat. Walczył z Voldemortem wiele razy, jakimś cudem zawsze wychodząc z tego bez większego szwanku. W pierwszej klasie udało mu się właściwie tylko dzięki szczęściu i chłodnej logice w obliczu zagadek. W drugiej pokonał bazyliszka, jednocześnie ratując małą Ginny Weasley. Uśmiechnął się pod nosem na to wspomnienie. Ron, nienawidzący go szczerze od momentu opuszczenia przedziału podczas pierwszej jazdy do Hogwartu, chcąc nie chcąc, musiał mu podziękować. Gryfońska szlachetność.
 Później całe to zamieszanie z dementorami, wiadomość, że jego ojcem chrzestnym jest nikt inny jak słynny azkabański więzień, Syriusz Black. Och, to właśnie na tym roku Draco dostał w twarz od Granger. Choć blondyn nazywał ją szlamą, Harry nie lubił tego określenia. Było zbyt...dosadne. 
 Czwarty rok. Turniej trójmagiczny, do którego został podstępem wkręcony przez byłego śmierciożercę. Choć był przerażony, dwa pierwsze zadania poszły mu względnie dobrze. O ile przy pierwszym zadaniu pomógł mu „Moody”, który jednocześnie powiedział mu o smokach, tak w drugim musiał już radzić sobie sam. Udało mu się wykraść z zapasów Snape'a skrzeloziele, o którym przeczytał dosłownie w ostatniej chwili. Trzecie zadanie...walka z Voldemortem, jego powrót. Śmierć Diggory'ego, tak głupia i niepotrzebna. Zdemaskowanie „Alastora”.
 Piąty rok, nieudana próba zwerbowania go do Zakonu Feniksa. Czymkolwiek by to nie było, i jakiego nie miało szczytnego celu, tak Potterowi nie uśmiechała się walka o boku Weasleyów i całej bandy aurorów. Nie był tam potrzebny. Chcieli śmierci Voldemorta? Dostaną ją. Ale pokona go w pojedynkę. Teraz, kiedy zmarł Syriusz, miał o wiele większą motywację. Pragnął śmierci tego gada jak niczego innego na świecie. To była cecha odróżniająca go od reszty Ślizgonów. 
 Poczuł lekkie szturchnięcie, które wyrwało go z zamyślenia. Nieprzytomnie spojrzał na siedzącą obok Lucy, uczennicę piątego roku.
– A ty co, uskuteczniasz jakiś strajk głodowy? Ten tost za chwilę sam od ciebie ucieknie. – Dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie, zakładając za ucho pasemko blond włosów. 
 Harry drgnął lekko i rozejrzał się po Wielkiej Sali, uprzednio mrucząc coś do dziewczyny. Odruchowo jego wzrok powędrował w stronę Domu Lwa. Zauważył, jak Ginny speszona spuszcza wzrok, przyłapana na przyglądaniu się mu. Granger próbowała wytłumaczyć coś Weasley'owi, najwyraźniej bezskutecznie, gdyż jej twarz przybierała wyraz coraz większej irytacji, a Wiewiór z sekundy na sekundę stawał się bardziej czerwony. Ostatecznie, wściekła dziewczyna zwinęła pergamin w rulon i trzasnęła przyjaciela w głowę. Harry na ten widok wykrzywił wargi w nieznacznym, pogardliwym uśmiechu.
 – Z czego się tak cieszysz? Zazdrościsz udanego związku? – nie mniej złośliwie zapytał Draco, również przyglądając się parze Gryfonów. – Jakby co, to młoda Weasleyówna wciąż jest wolna. Stawiam dziesięć galeonów, że zaciągniesz ją do łóżka na pierwszej, góra drugiej randce.
Harry, jakby nieświadomie, przesunął palcami po srebrno–zielonym​ krawacie, po czym odwrócił się do Malfoya.

– Wchodzę.

8 komentarzy:

  1. Pierwsza~!
    Szkoda, że Harry i Dracze nie "zeszli" na śniadanie. Może trafiliby gdzieś do podziemi np. do kopalni węgla : (
    Potter ma chyba jakieś przebłyski dobra, ale co tam.
    I biedna Ginny... nie, jednak nie.

    OdpowiedzUsuń
  2. [Spam]
    Zapraszam na Potterowski fanpage: https://www.facebook.com/pages/Nie-ma-czego%C5%9B-takiego-jak-dobro-i-z%C5%82o-jest-tylko-w%C5%82adza-i-pot%C4%99ga/738749219483332

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu tutaj nie ma komentarzy? Ten blog aż krzyczy o nie!
    Uwielbiam opowiadania o Harrym i Draco, a Twój blog jest jak dwa w jednym. Piszesz prawie bezbłędnie. Znalazłam może jedną literówkę na początku.
    Dobrze, że mimo wszystko Harry dokonał tych wszystkich rzeczy i zaciekle walczy przeciwko Voldemortowi. Co na to rodzina Draco, że się z nim przyjaźni? Może będzie to w dalszych rozdziałach.
    Palący Harry...? Masz me serce.
    Czekam na rozdział i zapraszam do siebie na http://be-mad-darling.blogspot.com/
    Pozdrawiam i dodaję do polecanych

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm fabuła na bloga jest wprost doskonała, nikt nie wymyślił takiego bloga,a i jeszcze ładnie piszesz.
    Z pewnością jeszcze tu wpadnę ;D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczyna się dobrze. Jestem ciekawa jak dalej to wszystko się potoczy?
    Masz fajny styl. Czekam na więcej. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Opowiadanie jest genialne! Czyta się lekko i do tego wszystko jest tak przejrzyście napisane. Mogę powiedzieć szczerze, że fabuła jest wspaniała! Potter, który pali i zachowuje się jak prawdziwy ślizgon - cudo! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  7. Palenie w Hogwarcie? Oj, ktoś tu chyba nie wie, że panowały tam dość rygorystyczne zasady i mugolskie papierosy z pewnością by nie przeszły.

    OdpowiedzUsuń
  8. Super! Bardzobardzo mi się podoba 8)

    OdpowiedzUsuń

Nawet najmniejszy komentarz motywuje do dalszego pisania. Dziękuję : )