Ciszę w sali transmutacji zakłócał jedynie
dźwięk skrobiących po pergaminie piór oraz okazjonalne szepty uczniów między
sobą. Profesor McGonnagall podniosła się z krzesła i klasnęła w dłonie z
umiarkowanym entuzjazmem.
— Świetnie. Widzę, że wszyscy zapisali już
formułę i działanie zaklęcia, czas wypróbować je w praktyce. Przed każdym z was
— tu machnęła różdżką — znajduje się mała jaszczurka. Waszym zadaniem jest
zmiana jej w iguanę. Tylko ostrożnie, na Merlina, te zwierzęta są dość
wrażliwe. Do dzieła!
Harry spojrzał nieco sceptycznie najpierw na
podręcznik, później na nauczycielkę. Zawsze był średni z transmutacji, o wiele
lepiej szło mu z zaklęciami. Odchrząknął i, wykonawszy dość skomplikowany wzór
rożdżką, powiedział:
Najwyraźniej coś poszło nie tak, bo o ile na
stole pojawiła się iguana, tak nie miała ona dwóch łap ani ogona, w pakiecie
otrzymała również urocze, szare wąsy. Draco spojrzał jedynie z politowaniem na
Pottera, stojący zaś niedaleko Zabini ryknął śmiechem, który momentalnie zwabił
do ich ławki profesorkę, która podeszła i przez dłuższą chwilę przyglądała się
bez słowa transmutowanemu zwierzęciu.
— Panie Potter, musi się pan bardziej
skoncentrować i przyłożyć większą uwagę do wymowy zaklęcia. O ile
"Squana" jest twarde i szorstkie, tak drugi człon powinien być o
wiele bardziej przeciągnięty i melodyjny. O tak...Squana Cambiato.
Profesor machnęła różdżką, a nieco
upośledzone zwierzę momentalnie zmieniło się w dużą, dorodną, najwyraźniej
szczęśliwą z życia iguanę. Harry, ignorując głupi rechot Blaise'a, skinął
jedynie głową.
Przycichający już powoli śmiech Zabiniego
przerwał nagle głośny, niespodziewany huk, w stronę źródła którego wszyscy się
odwrócili. Ron, cały usmolony, stał ze zdezorientowaną miną nad resztkami
czegoś, co prawdopodobnie było jaszczurką. Nawet zazwyczaj opanowana
McGonnagall zakryła dłonią usta, by po chwili krzyknąć:
— Panie Weasley, szlaban! I minus dwadzieścia
punktów dla Gryfonów za kompletnie bezmyślne uśmiercenie bezbronnego
zwierzęcia!
Tym razem już nie sam Blaise, ale cały
Slytherin zaczął wyć ze śmiechu, patrząc jak jaskrawo czerwona staje się twarz
Rona, który rzucił Harry'emu nienawistne spojrzenie, a następnie wbił wzrok w
swoje buty.
Zadzwonił dzwonek.
***
Harry, swoim zwyczajem, stał i rozglądał się,
szczególną uwagę poświęcając Gryfonom, wśród których, jak zwykle, panował hałas
i tłok, przez który przebijał się jeden, wyjątkowo donośny głos. Cóż, mógł to
być głos tylko jednej osoby, także Harry nie był specjalnie zdziwiony, widząc
zmierzającego w jego stronę wściekłego Weasley'a i nieco zaniepokojoną Granger,
która, jak zwykle, zapewne miała nadzieję na złagodzenie konfliktu.
Ron, nie zatrzymując się, złapał Harry'ego za
kołnierz i przycisnął do ściany, drugą ręką wyciągając różdżkę. Ślizgoni
zaczęli szeptać, Lucy krzyknęła coś ostrzegawczo, jednak inaczej nikt na razie
nie zaregował.
— Co, Potter? Dobrze się bawiłeś? Razem ze
swoimi tępymi koleżkami? Ciekawe, czy to, co zaraz zrobię, rozbawi cię
bardziej! — Rudowłosy wbił różdżkę w gardło Harry'ego, patrząc na niego z
czystą nienawiścią.
Harry przymknął na moment oczy. Gdy je
otworzył, jego wzrok był zadziwiająco spokojny, niemal chłodny.
— To bardzo honorowe, Weasley. I sprytne,
zważywszy na to, że wyglądasz na osobę, która nie wie nawet, którym końcem
różdżki należy celować w przeciwnika. – Ron poczerwieniał gwałtownie, słysząc
śmiech Ślizgonów. – Zresztą, już abstrahując od tego, chyba zadziałałeś zbyt
impulsywnie.
— Panie Potter! Panie Weasley! Co się tutaj
dzieje? — Tym razem McGonnagall miała doskonałe wyczucie chwili.
— Sytuacja jest chyba dość wymowna, pani
profesor – powiedział miękko Draco, oparty leniwie o ścianę. – Weasley rzucił
się na niego jak zwierzę, zanim ten zdążył wyciągnąć różdżkę. Nie mogliśmy
zareagować.
— Szlaban! I minus dwadzieścia punktów dla
Gryffindoru! — Kobieta odwróciła się. – Panno Granger, dlaczego pani w żaden
sposób nie powstrzymała Weasleya?
— Ja... — zająknęła się dziewczyna i spuściła
głowę – chciałam, ale on...
— Cała ta sytuacja była dla nas zaskoczeniem,
pani profesor. Dosłownie kilka sekund — ponownie zabrał głos Draco. Hermiona
spojrzała na niego z zaskoczeniem, tak, jak reszta ślizgonów.
— Cóż, to już nieistotne. Potter, w porządku?
— spytała szorstko McGonnagall.
— Tak, pani profesor. Nie zdążył nic zrobić.
— Harry uśmiechnął się z wręcz bezczelnie fałszywym wyrazem ulgi na twarzy.
— Rozumiem. Rozejść się! — krzyknęła kobieta.
Harry pomachał Ronowi i odwrócił się do Malfoya.
— W co ty pogrywasz? — spytał półgłosem.
— W związku z?...
— Granger.
Draco uśmiechnął się i przeczesał dłonią
włosy.
— Tylko ty masz mieć zabawę? Chyba odkryłem
idealny plan na rozwścieczenie Weasleya.
***
Czwarty rok, tuż po pierwszym zadaniu. Zamek,
za dnia wypełniony głosami uczniów z różnych szkół, o tej porze był już
spokojny. Harry siedział na parapecie, obok którego stał Draco, jedząc
spokojnie jabłko. Dobiegała druga w nocy, a umiarkowane oddechy Zabiniego,
Crabba i Goyle'a wskazywały na to, że chłopcy spali.
Harry spojrzał na Dracona, bębniąc lekko
palcami o krawędź parapetu.
— Co tak właściwie twoi rodzice sądzą o
naszej znajomości? Wiesz. Malfoy i Potter? Pomijając już to, że niemal trafiłem
do Gryffindoru?
Blondyn milczał przez dłuższą chwilę,
najwyraźniej wahając się nad odpowiedzią. Wrzucił ogryzek jabłka do stojącego w
kącie kosza i, wziąwszy głębszy oddech, odpowiedział:
— Sądzą, że jestem szpiegiem.
Harry drgnął lekko po czym spojrzał na Draco,
w jego głosie pojawił się gniew.
— Szpiegiem? Nie wytłumaczyłeś im?
Chłopak przeciągnął się jedynie i wzruszył
ramionami.
— Co miałem im powiedzieć? Cześć, mamo, tato,
zaprzyjaźniłem się z Potterem! Pomyśl przez chwilę. Czarny Pan – och, nie krzyw
się tak, nie zapominaj, z jakiej rodziny jestem – potrafi zaglądać do twojego
umysłu, prawda? Może i uczysz się oklumencji, lepiej późno, niż wcale, ale nie
blokujesz go całkowicie. On wie, że spędzamy razem czas, jednocześnie jest na
tyle przekonany o ufności Malfoyów, że tego nie sprawdzi. Po prostu wziął za
pewnik to, że cię szpieguję, żeby pewnego dnia dostarczyć mu informacje.
Harry zamknął oczy.
— Pewnego dnia? Czyli kiedy?
— Nie mam pojęcia, Potter. Oby nigdy.
___________
Uh. Jeśli ktokolwiek czekał na rozdział - przepraszam, że pojawił się...cztery miesiące po czasie.
I przepraszam, że jest taki krótki, następny, mam nadzieję, będzie dłuższy i ciekawszy.
I przepraszam, że jest taki krótki, następny, mam nadzieję, będzie dłuższy i ciekawszy.
Wspaniały rozdział, wcale nie był nudny ;) Kocham Harry'ego w Twoim wydaniu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny ;)
Warto było czekać na tak piękny rozdział <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział i jeszcze ta końcówka… ;)
OdpowiedzUsuńStrasznie podoba mi się Twój pomysł na opowiadanie, czekam na następny wpis ;)
Ja na pewno czekałam ;)
OdpowiedzUsuńZnalazłam tego bloga przypadkowo i stosunkowo niedawno, bo zaledwie kilka dni temu i od razu zaintrygował mnie prolog. Zawsze zastanawiałam się, co by było gdyby Harry postanowił w pociągu wystawić Hermionę i Rona, i przyjął propozycję Draco. Jeszcze nie spotkałam się z blogiem, w którym nie dość, że Wybraniec trafia do Slytherinu, to jeszcze przyjaźni się z Draconem, a Twój pomysł bardzo mi się podoba ;) Sto razy bardziej wolę Twojego Harr'ego, jest taki autentyczny, a w dodatku nie lubi Rona, za którym również nie przepadam ;) No a poza tym jest Draco, więc już w ogóle świetnie ;)
Rozdział wcale nie był nudny, wręcz przeciwnie! Jestem strasznie ciekawa, jak Malfoy postanowi wcielić swój plan w życie, no a poza tym został jeszcze ten zakład Harry'ego... Najbardziej spodobała mi się chyba końcówka. Draco to naprawdę oddany przyjaciel, tylko pozazdrościć ;)
No cóż… zyskałaś kolejną stałą czytelniczkę ;) Tylko błagam Cię, nie dodawaj następnego rozdziału tak późno, bo umrę z ciekawości ;)
Pozdrawiam gorąco,
Olka
Cudowny rozdział! Już nie mogę doczekać się kolejnego ;)
OdpowiedzUsuńStrasznie fajny blog ;) W zupełności zgadzam się z komentarzami wyżej.
OdpowiedzUsuńCudne!
OdpowiedzUsuńŚwietne! :)
OdpowiedzUsuń