5/05/2014

II

Ciszę w sali transmutacji zakłócał jedynie dźwięk skrobiących po pergaminie piór oraz okazjonalne szepty uczniów między sobą. Profesor McGonnagall podniosła się z krzesła i klasnęła w dłonie z umiarkowanym entuzjazmem.
— Świetnie. Widzę, że wszyscy zapisali już formułę i działanie zaklęcia, czas wypróbować je w praktyce. Przed każdym z was — tu machnęła różdżką — znajduje się mała jaszczurka. Waszym zadaniem jest zmiana jej w iguanę. Tylko ostrożnie, na Merlina, te zwierzęta są dość wrażliwe. Do dzieła!
Harry spojrzał nieco sceptycznie najpierw na podręcznik, później na nauczycielkę. Zawsze był średni z transmutacji, o wiele lepiej szło mu z zaklęciami. Odchrząknął i, wykonawszy dość skomplikowany wzór rożdżką, powiedział:
Najwyraźniej coś poszło nie tak, bo o ile na stole pojawiła się iguana, tak nie miała ona dwóch łap ani ogona, w pakiecie otrzymała również urocze, szare wąsy. Draco spojrzał jedynie z politowaniem na Pottera, stojący zaś niedaleko Zabini ryknął śmiechem, który momentalnie zwabił do ich ławki profesorkę, która podeszła i przez dłuższą chwilę przyglądała się bez słowa transmutowanemu zwierzęciu.
— Panie Potter, musi się pan bardziej skoncentrować i przyłożyć większą uwagę do wymowy zaklęcia. O ile "Squana" jest twarde i szorstkie, tak drugi człon powinien być o wiele bardziej przeciągnięty i melodyjny. O tak...Squana Cambiato.
Profesor machnęła różdżką, a nieco upośledzone zwierzę momentalnie zmieniło się w dużą, dorodną, najwyraźniej szczęśliwą z życia iguanę. Harry, ignorując głupi rechot Blaise'a, skinął jedynie głową.
Przycichający już powoli śmiech Zabiniego przerwał nagle głośny, niespodziewany huk, w stronę źródła którego wszyscy się odwrócili. Ron, cały usmolony, stał ze zdezorientowaną miną nad resztkami czegoś, co prawdopodobnie było jaszczurką. Nawet zazwyczaj opanowana McGonnagall zakryła dłonią usta, by po chwili krzyknąć:
— Panie Weasley, szlaban! I minus dwadzieścia punktów dla Gryfonów za kompletnie bezmyślne uśmiercenie bezbronnego zwierzęcia!
Tym razem już nie sam Blaise, ale cały Slytherin zaczął wyć ze śmiechu, patrząc jak jaskrawo czerwona staje się twarz Rona, który rzucił Harry'emu nienawistne spojrzenie, a następnie wbił wzrok w swoje buty.
Zadzwonił dzwonek.
***
Harry, swoim zwyczajem, stał i rozglądał się, szczególną uwagę poświęcając Gryfonom, wśród których, jak zwykle, panował hałas i tłok, przez który przebijał się jeden, wyjątkowo donośny głos. Cóż, mógł to być głos tylko jednej osoby, także Harry nie był specjalnie zdziwiony, widząc zmierzającego w jego stronę wściekłego Weasley'a i nieco zaniepokojoną Granger, która, jak zwykle, zapewne miała nadzieję na złagodzenie konfliktu.
Ron, nie zatrzymując się, złapał Harry'ego za kołnierz i przycisnął do ściany, drugą ręką wyciągając różdżkę. Ślizgoni zaczęli szeptać, Lucy krzyknęła coś ostrzegawczo, jednak inaczej nikt na razie nie zaregował.
— Co, Potter? Dobrze się bawiłeś? Razem ze swoimi tępymi koleżkami? Ciekawe, czy to, co zaraz zrobię, rozbawi cię bardziej! — Rudowłosy wbił różdżkę w gardło Harry'ego, patrząc na niego z czystą nienawiścią.
Harry przymknął na moment oczy. Gdy je otworzył, jego wzrok był zadziwiająco spokojny, niemal chłodny.
— To bardzo honorowe, Weasley. I sprytne, zważywszy na to, że wyglądasz na osobę, która nie wie nawet, którym końcem różdżki należy celować w przeciwnika. – Ron poczerwieniał gwałtownie, słysząc śmiech Ślizgonów. – Zresztą, już abstrahując od tego, chyba zadziałałeś zbyt impulsywnie.
— Panie Potter! Panie Weasley! Co się tutaj dzieje? — Tym razem McGonnagall miała doskonałe wyczucie chwili.
— Sytuacja jest chyba dość wymowna, pani profesor – powiedział miękko Draco, oparty leniwie o ścianę. – Weasley rzucił się na niego jak zwierzę, zanim ten zdążył wyciągnąć różdżkę. Nie mogliśmy zareagować.
— Szlaban! I minus dwadzieścia punktów dla Gryffindoru! — Kobieta odwróciła się. – Panno Granger, dlaczego pani w żaden sposób nie powstrzymała Weasleya?
— Ja... — zająknęła się dziewczyna i spuściła głowę – chciałam, ale on...
— Cała ta sytuacja była dla nas zaskoczeniem, pani profesor. Dosłownie kilka sekund — ponownie zabrał głos Draco. Hermiona spojrzała na niego z zaskoczeniem, tak, jak reszta ślizgonów.
— Cóż, to już nieistotne. Potter, w porządku? — spytała szorstko McGonnagall.
— Tak, pani profesor. Nie zdążył nic zrobić. — Harry uśmiechnął się z wręcz bezczelnie fałszywym wyrazem ulgi na twarzy.
— Rozumiem. Rozejść się! — krzyknęła kobieta. Harry pomachał Ronowi i odwrócił się do Malfoya.
— W co ty pogrywasz? — spytał półgłosem.
— W związku z?...
— Granger.
Draco uśmiechnął się i przeczesał dłonią włosy.
— Tylko ty masz mieć zabawę? Chyba odkryłem idealny plan na rozwścieczenie Weasleya.
***
Czwarty rok, tuż po pierwszym zadaniu. Zamek, za dnia wypełniony głosami uczniów z różnych szkół, o tej porze był już spokojny. Harry siedział na parapecie, obok którego stał Draco, jedząc spokojnie jabłko. Dobiegała druga w nocy, a umiarkowane oddechy Zabiniego, Crabba i Goyle'a wskazywały na to, że chłopcy spali.
Harry spojrzał na Dracona, bębniąc lekko palcami o krawędź parapetu.
— Co tak właściwie twoi rodzice sądzą o naszej znajomości? Wiesz. Malfoy i Potter? Pomijając już to, że niemal trafiłem do Gryffindoru?
Blondyn milczał przez dłuższą chwilę, najwyraźniej wahając się nad odpowiedzią. Wrzucił ogryzek jabłka do stojącego w kącie kosza i, wziąwszy głębszy oddech, odpowiedział:
— Sądzą, że jestem szpiegiem.
Harry drgnął lekko po czym spojrzał na Draco, w jego głosie pojawił się gniew.
— Szpiegiem? Nie wytłumaczyłeś im?
Chłopak przeciągnął się jedynie i wzruszył ramionami.
— Co miałem im powiedzieć? Cześć, mamo, tato, zaprzyjaźniłem się z Potterem! Pomyśl przez chwilę. Czarny Pan – och, nie krzyw się tak, nie zapominaj, z jakiej rodziny jestem – potrafi zaglądać do twojego umysłu, prawda? Może i uczysz się oklumencji, lepiej późno, niż wcale, ale nie blokujesz go całkowicie. On wie, że spędzamy razem czas, jednocześnie jest na tyle przekonany o ufności Malfoyów, że tego nie sprawdzi. Po prostu wziął za pewnik to, że cię szpieguję, żeby pewnego dnia dostarczyć mu informacje.
Harry zamknął oczy.
— Pewnego dnia? Czyli kiedy?
 — Nie mam pojęcia, Potter. Oby nigdy.
___________
Uh. Jeśli ktokolwiek czekał na rozdział - przepraszam, że pojawił się...cztery miesiące po czasie. 
I przepraszam, że jest taki krótki, następny, mam nadzieję, będzie dłuższy i ciekawszy. 

8 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział, wcale nie był nudny ;) Kocham Harry'ego w Twoim wydaniu.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto było czekać na tak piękny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział i jeszcze ta końcówka… ;)
    Strasznie podoba mi się Twój pomysł na opowiadanie, czekam na następny wpis ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja na pewno czekałam ;)
    Znalazłam tego bloga przypadkowo i stosunkowo niedawno, bo zaledwie kilka dni temu i od razu zaintrygował mnie prolog. Zawsze zastanawiałam się, co by było gdyby Harry postanowił w pociągu wystawić Hermionę i Rona, i przyjął propozycję Draco. Jeszcze nie spotkałam się z blogiem, w którym nie dość, że Wybraniec trafia do Slytherinu, to jeszcze przyjaźni się z Draconem, a Twój pomysł bardzo mi się podoba ;) Sto razy bardziej wolę Twojego Harr'ego, jest taki autentyczny, a w dodatku nie lubi Rona, za którym również nie przepadam ;) No a poza tym jest Draco, więc już w ogóle świetnie ;)
    Rozdział wcale nie był nudny, wręcz przeciwnie! Jestem strasznie ciekawa, jak Malfoy postanowi wcielić swój plan w życie, no a poza tym został jeszcze ten zakład Harry'ego... Najbardziej spodobała mi się chyba końcówka. Draco to naprawdę oddany przyjaciel, tylko pozazdrościć ;)
    No cóż… zyskałaś kolejną stałą czytelniczkę ;) Tylko błagam Cię, nie dodawaj następnego rozdziału tak późno, bo umrę z ciekawości ;)
    Pozdrawiam gorąco,
    Olka

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział! Już nie mogę doczekać się kolejnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Strasznie fajny blog ;) W zupełności zgadzam się z komentarzami wyżej.

    OdpowiedzUsuń

Nawet najmniejszy komentarz motywuje do dalszego pisania. Dziękuję : )