5/13/2014

III

You don't even care now
I was unaware how fine you were 
Before my buzz set in
Jamie Foxx - Blame It

— D­­­­oprawdy, Potter, zachowujesz się jak żałosna wersja Puchona. Przestań chować się za tą szafką jak kretyn i podejdź do niej. — Głos Malfoya ociekał najczystszą, ślizgońską złośliwością.
— Nie chowam się. — Harry wyprostował się z godnością. — Tylko badam teren i oceniam sytuację. Naprawdę, jak możesz mnie posądzać o...
Nie zdążył dokończyć, gdyż silne dłonie Draco popchnęły go wprost na Ginny Weasley. Wyhamował, poprawił krawat i podszedł do dziewczyny, całkowicie pochłoniętej jakimś opasłym tomem.
— Cześć. Co czytasz?
Rudowłosa podniosła wzrok i drgnęła lekko, biorąc głębszy wdech. Szybko jednak się pozbierała i zmrużyła lekko oczy. Jest odważniejsza od swojego brata, pomyślał Harry.
— Czego chcesz, Potter? Ponabijać się? Jak szukasz cyrku to idź do swojego pokoju wspólnego, masz tam tyle małp, że momentalnie dostarczą ci rozrywki.
Harry drgnął lekko, nieco zaskoczony tak bezpośrednim atakiem. Wyglądało na to, że uległa, nieśmiała Ginny Weasley z pierwszego roku już dawno zniknęła. W pewnym sensie zaimponowało mu to. Uśmiechnął się.
— Nie musisz być od razu aż tak okropna. To, że nie lubię twojego brata, nie znaczy, że mam nie polubić ciebie. Nie oceniam ludzi zbiorowo, to nie moja domena.
Dziewczyna odłożyła książkę i chwyciła się pod boki, nie rezygnując ani z bojowego nastawienia ani wrogiego tonu.
— A czyja? Tego blond dupka, który pewnie czai się gdzieś w kącie i śmieje? Nie jestem głupia, Potter, i nie dam się nabrać na twoje sztuczki. To, że uratowałeś mnie kiedyś, dawno temu, nie oznacza, że masz monopol na obrażanie mojej rodziny. Pieniądze i wpływowi znajomi to nie wszystko, kochany. — Dziewczyna odwróciła się na pięcie i wyszła z biblioteki.
Harry stłumił w sobie odruch by ją zawołać, nawet pobiec za nią. Doszedł jednak do wniosku, że nie będzie się fatygował, ostatecznie ma dużo czasu, by ułaskawić dziewczynę. Zakład to zakład, a z tego miał wyjątkową ochotę się wywiązać. Nawet jeśli zajmie to dużo czasu i wysiłku.
Rozmyślania chłopaka przerwał Draco, który podszedł i klepnął go w ramię. Z jego twarzy nie znikał zwyczajowy, wredny uśmiech.
— I co, amancie? Średnio poszło, prawda? Nie powiedziałbym, że odrzuci cię z aż taką gracją. Wpływowi kumple. To chyba o mnie. — Draco wyszczerzył się szerzej. — Sam widzisz, co ty byś beze mnie zrobił?
— Zamknij się. Pamiętaj, że też masz swoją nieoficjalną rolę w tym przedstawieniu.
— No tak. Biedny ja, zawsze najbardziej brudzę sobie ręce... — Draco westchnął teatralnie, za co otrzymał mocne trzepnięcie czytaną wcześniej przez Ginny książką.
— Daruj sobie, narcyzie. Swoją drogą...co to jest? — Harry z zaciekawieniem przyjrzał się książce. — Uch, tylko eliksiry. Liczyłem na jakiś poradnik uwodzenia, czy coś...
— Czekaj, jest zakładka. — Malfoy wyrwał książkę Harry'emu i uśmiechnął się szeroko. — Proszę, Potter. Chyba nie pójdzie ci tak łatwo, biorąc pod uwagę, że ta mała, słodka, niewinna Ginny Weasley ma zamiar upoić kogoś Amortencją.
***
Kiedy Harry wszedł do pokoju wspólnego, pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mu się w oczy była Lucy, zwinięta w kłębek na fotelu z książką na kolanach. Dziewczyna najwyraźniej głęboko spała, jej blond włosy rozsypały się po ramionach. Chłopak chwycił koc z drugiego fotela i najdelikatniej jak mógł okrył nim Lucy, jednak ta mimo wszystko otworzyła oczy. Harry zorientował się, że dziewczyna płakała, tak mocno były zaczerwienione. Usiadł na fotelu i przyjrzał się jej.
— Hej, co się stało?
— O, Harry. — Blondynka uśmiechnęła się słabo. — Nie zauważyłam, jak przyszedłeś. Gdzie masz Draco?
— Siedzi w kuchni, korzysta z tego, że skrzaty go lubią i nie szczędzą wkładek do herbat. Pewnie wróci pijany jak świnia. Dlaczego płakałaś?
Uśmiech dziewczyny zgasł, a ona sama przygarbiła się lekko.
— Mój brat. Jego stan się pogorszył... znowu. — Lucy schowała twarz w dłoniach, nie rozpłakała się jednak ponownie.
— Wyjdzie z tego. Jest w Mungu, muszą go wyleczyć. — Głos Harry'ego drżał lekko, jakby próbował przekonać sam siebie. — Wystarczy po prostu trochę poczekać.
Dziewczyna spojrzała na niego.
— Ile jeszcze, Harry? Ile tygodni, miesięcy, lat? —Jej głos z każdym słowem coraz bardziej się podnosił.
— On jest W ŚPIĄCZCE, z której nie mogą go wybudzić! Ani zaklęciami, ani eliksirami, ani...Harry, on ma dopiero dziesięć lat. Nie może umrzeć, rozumiesz? Nie może!
— Hej, hej... — Harry wyciągnął rękę i mocno uścisnął dygoczącą dłoń dziewczyny. — Przepraszam, próbowałem...nieważne. On nie umrze, nie pozwolą mu na to. Zobaczysz. Medycyna magiczna jest postępowa, nawet jutro może się okazać, że mały się obudził. Trzeba po prostu cierpliwości.
Lucy wzięła głęboki wdech i puściła dłoń chłopaka.
— Dziękuję, Harry. Masz rację, wystarczy poczekać... — Dziewczyna zerknęła na zegarek. — Nawiasem mówiąc, jest prawie druga. Draco nie powinien już wrócić?
— Poczekaj. Zgredek!
Trzasnęło głośno i skrzat, wciąż służący Malfoy'om, zmaterializował się przed nim.
— Tak, Harry Potter, sir? Pan Malfoy czegoś sobie życzy? — zaskrzeczał, kłaniając się nisko.
Harry zmarszczył brwi i przyjrzał się uważnie skrzatowi.
— To Draco nie ma w kuchni?
— Nie, Harry Potter, sir. Wyszedł około godziny temu.
Chłopak podniósł się z fotela i spojrzał z niepokojem na Lucy.
— Idziemy. Znowu wybrał się do Hogsmeade.
***
Draco uśmiechnął się do siedzącej obok kobiety. W Świńskim Łbie było niemal pusto, jedyną osobą, która zwracała na nich uwagę był barman, a i jego wkład ograniczał się do niechętnych spojrzeń. Na pewno doskonale zdawał sobie sprawę, że uczniom niezbyt wolno przebywać poza zamkiem. Do tej pory jednak się nie wtrącał, więc Dracona to nie obchodziło. Jego uwaga skupiała się na Cassandrze, bo tak nazywała się rudowłosa, dorosła już piękność dotrzymująca mu towarzystwa.
— Powiedz mi, Draco...tak właściwie co robisz w nocy, zalany w trupa, w tak obskurnym miejscu jak to?
Chłopak zaśmiał się głośno, tego wieczoru nie opuszczał go humor.
— Jaki zalany, jaki zalany! Jestem trzeźwiutki...jak łza! Po prostu chciałem się troszkę odster... odstrer... odstresować, tak. Poza tym, jestem dorosły!
— Kochany, Namiar migocze wokół ciebie. Powinieneś być teraz w ciepłym łóżeczku w swoim dormitorium. Co się stało? Uczniowie sami z siebie nie wałęsają się po miasteczku w czasie tygodnia.
Draco skrzywił się lekko i podparł brodę na dłoni.
— Miałaś kiedyś kolegę? Dobrego kolegę?
— Oczywiście, że miałam. Chyba każdy miał. — Rudowłosa zmarszczyła brwi i upiła łyk ze swojej szklanki. — A co?
— A musiałaś kiedykolwiek wystawić go na śmiertelne niebezpieczeństwo? — Draco wyprostował się, jego twarz spochmurniała. — Nie musiałaś. Nie praw mi zatem...
Jego wypowiedź przerwał trzask drzwi, a oczom ukazał się wściekły, przemoczony do suchej nitki Harry i jeszcze wścieklejsza Lucy. Nawet Aberforth odłożył szmatę, którą polerował szklanki, jakby po ich wejściu izba wypełniła się drgającymi cząsteczkami magii.
— Harry! Co ty tu robisz? I ty, piękna? — Malfoy uśmiechnął się szeroko. — Stęskniliście się?
Potter bezceremonialnie podszedł do Dracona i chwycił go za bark, po czym pociągnął za sobą do drzwi, gdzie pomogła mu Lucy, biorąc chłopaka pod ramię. Razem wytargali go z karczmy i szybkim krokiem pociągnęli w stronę szkoły.
— Dlaczego nic nie mówicie? Przecież nie zrobiłem nic złego...ej, szarpiesz! Spokojnie, Potter!
Harry sapnął ze wściekłością, po czym przyparł chłopaka do drzewa, chwytając go gwałtownie za kołnierz.
— Czy ciebie kompletnie popieprzyło, Malfoy? Wychodzisz sobie totalnie urżnięty, w ciągu tygodnia i najswobodniej w świecie paplasz z jakąś laską? Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo mamy przejebane? — Harry zamknął na chwilę oczy, jakby zły sam na siebie, że przeklął. — Jeśli ktoś cię zobaczył jak wychodziłeś, sam, osobiście, wymierzę ci karę, gorszą od stu szlabanów McGonnagall. Zamknij się więc łaskawie, dość już dzisiaj zrobiłeś złego.
Draco, bezwładnie oparty o drzewo, przyglądał się jedynie Potterowi. Po raz pierwszy w życiu wystraszył się, fizycznie BAŁ SIĘ tego chłopaka i tego, jak wrogo był do niego nastawiony. On naprawdę ma w sobie coś z Czarnego Pana, pomyślał, nie powiedział jednak tego na głos, bez słowa dał się poprowadzić w stronę Hogwartu.
 Pół godziny i dwa ukryte przejścia później, gdy już zdążyli się uspokoić i mieć nadzieję na spokojny powrót do lochów, spotkali kolejną niespodziankę. Niespodziankę w postaci Filcha u szczytu schodów w ukrytym przejściu. Woźny patrzył na nich z dziką satysfakcją, jego oczy jarzyły się w ciemności niczym oczy Pani Norris. Uśmiechnął się, odsłaniając zepsute zęby.
— Tu jesteście, zguby. Dyrektor już was oczekuje.
Draco doszedł do wniosku, że gdyby spojrzenia, którymi obdarzyli go Harry i Lucy mógłby zabijać, umarłby tej nocy dwukrotnie.
___________ 
Aktualnie nie mam dostępu do komputera i estetyka może trochę kuleć, wybaczcie.

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedyne co mogę powiedzieć o tym opowiadaniu to to, że jest niesamowicie interesujące. Mam nadzieję, że dodasz niedługo kolejny rozdział. Już nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń

Nawet najmniejszy komentarz motywuje do dalszego pisania. Dziękuję : )