You don't even care now
I was unaware how fine you were
Before my buzz set in
Jamie Foxx - Blame It
— Doprawdy, Potter, zachowujesz się jak żałosna wersja Puchona.
Przestań chować się za tą szafką jak kretyn i podejdź do niej. — Głos Malfoya
ociekał najczystszą, ślizgońską złośliwością.
— Nie chowam się. — Harry wyprostował się z godnością. — Tylko badam
teren i oceniam sytuację. Naprawdę, jak możesz mnie posądzać o...
Nie zdążył dokończyć, gdyż silne dłonie Draco popchnęły go wprost na
Ginny Weasley. Wyhamował, poprawił krawat i podszedł do dziewczyny, całkowicie
pochłoniętej jakimś opasłym tomem.
— Cześć. Co czytasz?
Rudowłosa podniosła wzrok i drgnęła lekko, biorąc głębszy wdech. Szybko
jednak się pozbierała i zmrużyła lekko oczy. Jest odważniejsza od swojego
brata, pomyślał Harry.
— Czego chcesz, Potter? Ponabijać się? Jak szukasz cyrku to idź do
swojego pokoju wspólnego, masz tam tyle małp, że momentalnie dostarczą ci
rozrywki.
Harry drgnął lekko, nieco zaskoczony tak bezpośrednim atakiem. Wyglądało
na to, że uległa, nieśmiała Ginny Weasley z pierwszego roku już dawno zniknęła.
W pewnym sensie zaimponowało mu to. Uśmiechnął się.
— Nie musisz być od razu aż tak okropna. To, że nie lubię twojego brata,
nie znaczy, że mam nie polubić ciebie. Nie oceniam ludzi zbiorowo, to nie moja
domena.
Dziewczyna odłożyła książkę i chwyciła się pod boki, nie rezygnując ani
z bojowego nastawienia ani wrogiego tonu.
— A czyja? Tego blond dupka, który pewnie czai się gdzieś w kącie i
śmieje? Nie jestem głupia, Potter, i nie dam się nabrać na twoje sztuczki. To,
że uratowałeś mnie kiedyś, dawno temu, nie oznacza, że masz monopol na
obrażanie mojej rodziny. Pieniądze i wpływowi znajomi to nie wszystko, kochany.
— Dziewczyna odwróciła się na pięcie i wyszła z biblioteki.
Harry stłumił w sobie odruch by ją zawołać, nawet pobiec za nią. Doszedł
jednak do wniosku, że nie będzie się fatygował, ostatecznie ma dużo czasu, by
ułaskawić dziewczynę. Zakład to zakład, a z tego miał wyjątkową ochotę się
wywiązać. Nawet jeśli zajmie to dużo czasu i wysiłku.
Rozmyślania chłopaka przerwał Draco, który podszedł i klepnął go w
ramię. Z jego twarzy nie znikał zwyczajowy, wredny uśmiech.
— I co, amancie? Średnio poszło, prawda? Nie powiedziałbym, że odrzuci
cię z aż taką gracją. Wpływowi kumple. To chyba o mnie. — Draco wyszczerzył się
szerzej. — Sam widzisz, co ty byś beze mnie zrobił?
— Zamknij się. Pamiętaj, że też masz swoją nieoficjalną rolę w tym
przedstawieniu.
— No tak. Biedny ja, zawsze najbardziej brudzę sobie ręce... — Draco
westchnął teatralnie, za co otrzymał mocne trzepnięcie czytaną wcześniej przez
Ginny książką.
— Daruj sobie, narcyzie. Swoją drogą...co to jest? — Harry z
zaciekawieniem przyjrzał się książce. — Uch, tylko eliksiry. Liczyłem na jakiś
poradnik uwodzenia, czy coś...
— Czekaj, jest zakładka. — Malfoy wyrwał książkę Harry'emu i uśmiechnął
się szeroko. — Proszę, Potter. Chyba nie pójdzie ci tak łatwo, biorąc pod
uwagę, że ta mała, słodka, niewinna Ginny Weasley ma zamiar upoić kogoś Amortencją.
***
Kiedy Harry wszedł do pokoju wspólnego, pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mu
się w oczy była Lucy, zwinięta w kłębek na fotelu z książką na kolanach.
Dziewczyna najwyraźniej głęboko spała, jej blond włosy rozsypały się po ramionach.
Chłopak chwycił koc z drugiego fotela i najdelikatniej jak mógł okrył nim Lucy,
jednak ta mimo wszystko otworzyła oczy. Harry zorientował się, że dziewczyna
płakała, tak mocno były zaczerwienione. Usiadł na fotelu i przyjrzał się jej.
— Hej, co się stało?
— O, Harry. — Blondynka uśmiechnęła się słabo. — Nie zauważyłam, jak
przyszedłeś. Gdzie masz Draco?
— Siedzi w kuchni, korzysta z tego, że skrzaty go lubią i nie szczędzą
wkładek do herbat. Pewnie wróci pijany jak świnia. Dlaczego płakałaś?
Uśmiech dziewczyny zgasł, a ona sama przygarbiła się lekko.
— Mój brat. Jego stan się pogorszył... znowu. — Lucy schowała twarz w
dłoniach, nie rozpłakała się jednak ponownie.
— Wyjdzie z tego. Jest w Mungu, muszą go wyleczyć. — Głos Harry'ego drżał
lekko, jakby próbował przekonać sam siebie. — Wystarczy po prostu trochę
poczekać.
Dziewczyna spojrzała na niego.
— Ile jeszcze, Harry? Ile tygodni, miesięcy, lat? —Jej głos z każdym
słowem coraz bardziej się podnosił.
— On jest W ŚPIĄCZCE, z której nie mogą go wybudzić! Ani zaklęciami, ani
eliksirami, ani...Harry, on ma dopiero dziesięć lat. Nie może umrzeć,
rozumiesz? Nie może!
— Hej, hej... — Harry wyciągnął rękę i mocno uścisnął dygoczącą dłoń
dziewczyny. — Przepraszam, próbowałem...nieważne. On nie umrze, nie pozwolą mu
na to. Zobaczysz. Medycyna magiczna jest postępowa, nawet jutro może się
okazać, że mały się obudził. Trzeba po prostu cierpliwości.
Lucy wzięła głęboki wdech i puściła dłoń chłopaka.
— Dziękuję, Harry. Masz rację, wystarczy poczekać... — Dziewczyna
zerknęła na zegarek. — Nawiasem mówiąc, jest prawie druga. Draco nie powinien
już wrócić?
— Poczekaj. Zgredek!
Trzasnęło głośno i skrzat, wciąż służący Malfoy'om, zmaterializował się
przed nim.
— Tak, Harry Potter, sir? Pan Malfoy czegoś sobie życzy? — zaskrzeczał,
kłaniając się nisko.
Harry zmarszczył brwi i przyjrzał się uważnie skrzatowi.
— To Draco nie ma w kuchni?
— Nie, Harry Potter, sir. Wyszedł około godziny temu.
Chłopak podniósł się z fotela i spojrzał z niepokojem na Lucy.
— Idziemy. Znowu wybrał się do Hogsmeade.
***
Draco uśmiechnął się do siedzącej obok kobiety. W Świńskim Łbie było
niemal pusto, jedyną osobą, która zwracała na nich uwagę był barman, a i jego
wkład ograniczał się do niechętnych spojrzeń. Na pewno doskonale zdawał sobie
sprawę, że uczniom niezbyt wolno przebywać poza zamkiem. Do tej pory jednak się
nie wtrącał, więc Dracona to nie obchodziło. Jego uwaga skupiała się na
Cassandrze, bo tak nazywała się rudowłosa, dorosła już piękność dotrzymująca mu
towarzystwa.
— Powiedz mi, Draco...tak właściwie co robisz w nocy, zalany w trupa, w
tak obskurnym miejscu jak to?
Chłopak zaśmiał się głośno, tego wieczoru nie opuszczał go humor.
— Jaki zalany, jaki zalany! Jestem trzeźwiutki...jak łza! Po prostu
chciałem się troszkę odster... odstrer... odstresować, tak. Poza tym, jestem
dorosły!
— Kochany, Namiar migocze wokół ciebie. Powinieneś być teraz w ciepłym
łóżeczku w swoim dormitorium. Co się stało? Uczniowie sami z siebie nie
wałęsają się po miasteczku w czasie tygodnia.
Draco skrzywił się lekko i podparł brodę na dłoni.
— Miałaś kiedyś kolegę? Dobrego kolegę?
— Oczywiście, że miałam. Chyba każdy miał. — Rudowłosa zmarszczyła brwi
i upiła łyk ze swojej szklanki. — A co?
— A musiałaś kiedykolwiek wystawić go na śmiertelne niebezpieczeństwo? —
Draco wyprostował się, jego twarz spochmurniała. — Nie musiałaś. Nie praw mi
zatem...
Jego wypowiedź przerwał trzask drzwi, a oczom ukazał się wściekły,
przemoczony do suchej nitki Harry i jeszcze wścieklejsza Lucy. Nawet Aberforth
odłożył szmatę, którą polerował szklanki, jakby po ich wejściu izba wypełniła
się drgającymi cząsteczkami magii.
— Harry! Co ty tu robisz? I ty, piękna? — Malfoy uśmiechnął się szeroko.
— Stęskniliście się?
Potter bezceremonialnie podszedł do Dracona i chwycił go za bark, po
czym pociągnął za sobą do drzwi, gdzie pomogła mu Lucy, biorąc chłopaka pod
ramię. Razem wytargali go z karczmy i szybkim krokiem pociągnęli w stronę
szkoły.
— Dlaczego nic nie mówicie? Przecież nie zrobiłem nic złego...ej,
szarpiesz! Spokojnie, Potter!
Harry sapnął ze wściekłością, po czym przyparł chłopaka do drzewa,
chwytając go gwałtownie za kołnierz.
— Czy ciebie kompletnie popieprzyło, Malfoy? Wychodzisz sobie totalnie
urżnięty, w ciągu tygodnia i najswobodniej w świecie paplasz z jakąś laską?
Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo mamy przejebane? — Harry zamknął na chwilę
oczy, jakby zły sam na siebie, że przeklął. — Jeśli ktoś cię zobaczył jak
wychodziłeś, sam, osobiście, wymierzę ci karę, gorszą od stu szlabanów
McGonnagall. Zamknij się więc łaskawie, dość już dzisiaj zrobiłeś złego.
Draco, bezwładnie oparty o drzewo, przyglądał się jedynie Potterowi. Po
raz pierwszy w życiu wystraszył się, fizycznie BAŁ SIĘ tego chłopaka i tego,
jak wrogo był do niego nastawiony. On naprawdę ma w sobie coś z Czarnego Pana,
pomyślał, nie powiedział jednak tego na głos, bez słowa dał się poprowadzić w
stronę Hogwartu.
Pół godziny i dwa ukryte
przejścia później, gdy już zdążyli się uspokoić i mieć nadzieję na spokojny
powrót do lochów, spotkali kolejną niespodziankę. Niespodziankę w postaci
Filcha u szczytu schodów w ukrytym przejściu. Woźny patrzył na nich z dziką
satysfakcją, jego oczy jarzyły się w ciemności niczym oczy Pani Norris.
Uśmiechnął się, odsłaniając zepsute zęby.
— Tu jesteście, zguby. Dyrektor już was oczekuje.
Draco doszedł do wniosku, że gdyby spojrzenia, którymi obdarzyli go
Harry i Lucy mógłby zabijać, umarłby tej nocy dwukrotnie.
___________
Aktualnie nie mam dostępu do komputera i estetyka może trochę kuleć,
wybaczcie.
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJedyne co mogę powiedzieć o tym opowiadaniu to to, że jest niesamowicie interesujące. Mam nadzieję, że dodasz niedługo kolejny rozdział. Już nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuń